piątek, 31 stycznia 2014

Intymnie.. ..


     Wyobraźnia nie raz płata figla,a tym samym napędza kołowrotek chęci osiągniecia przyjemności.
Kiedy nic się nie dzieje nie mam o czym pisać .Adrenalinę czerpie z ludzi, z którymi spędzam wspólnie czas. Bacznie obserwuję, intensywnie przeżywam, a przynajmniej staram się, aby móc później przelać to na blogowy papier. I tak też się stało...

.. pisać można wiele jak np. to, że leżę sobie pod miękkim, delikatnym kocykiem. Jest mi ciepło i miło . Nakładam na dłonie rozgrzewający balsam o truskawkowym zapachu. Zamykam oczy i nawilżam ciało. Centymetr po centymetrze zaczynając od stóp, kolan wewnętrzenej strony ud docierając do mojej kobiecości. Delikatnym, okreżnym ruchem masuje brzuszek i wspinam się do nabrzmiałych i rozochoconych piersi. Nastepnie szyja, policzki.. usta. Nakładam koronkową piżamkę i kładę się spać.

Ciepły płomień cynamonowej świeczki rozgrzewa tęskne ciało. Język wolno nawilża usta, dłonie zsuwają mroczny kolor legginsów. Delikatna bielizna seksownie przylegająca do ciała opada spokojnie w stronę stóp. Naprężone ciało, wypchnięte do przodu piersi czekaja delikatnego muśnięcia, a nawilżona kobiecość zachęca do miękkich pocałunków.. niecierpliwe dłonie masują szyję, zataczają koło na nabrzmiałych sutkach i docierając do miejsca rozkoszy wolnym, spokojnym rytmem nadają przyjemności przez jej masowanie doprowadzając do eksplozji i rozluźnienia.
           
                                                                 

wtorek, 14 stycznia 2014

Zapożyczona pieśń..



Pieśń dziecka

W Afryce żyje plemię, w którym za datę narodzin dziecka uznaje się dzień, w którym jego matka postanowiła mieć dziecko. Kiedy kobieta podejmuje taką decyzję, to siada pod drzewem, w odosobnieniu i wsłuchuje się w ciszę tak długo, aż usłyszy pieśń dziecka, które prosi się na świat. Następnie idzie do mężczyzny, który będzie ojcem dziecka i uczy go tej pieśni. Potem kobieta i mężczyzna kochają się, śpiewając podczas aktu tę pieśń, przywołując dziecko i prosząc je, by się poczęło.

Gdy kobieta zachodzi w ciążę – uczy tej pieśni inne kobiety z plemienia, które są akuszerkami oraz kobiety starsze. W rezultacie, gdy dziecko się rodzi, starsze kobiety śpiewają ową pieśń, witając jego przyjście na świat. Przez czas, gdy dziecko rośnie, inni współplemieńcy także uczą się pieśni dziecka.

Gdy dziecko upadnie, uderzy się lub skaleczy – znajdująca się najbliżej dziecka osoba dorosła podnosi je i śpiewa mu jego pieśń. Jeśli dziecko zrobi coś dobrego, godnego pochwały – współplemieńcy w dowód szacunku też śpiewają mu jego pieśń.

Gdy dziecko osiągnie dojrzałość i już jako dorosły członek plemienia, zrobi coś złego, naruszając normy współżycia społecznego, wówczas zostaje otoczone przez innych członków plemienia i całe plemię śpiewa mu jego piosenkę. Ludzie z plemienia uważają, że zachowania antyspołeczne można zmienić poprzez miłość i szacunek, a nie poprzez kary i odrzucenie. Wierzą, że gdy człowiek słyszy swoją pieśń, to traci ochotę czynienia przykrości innym.

Trwa to przez całe życie człowieka. A kiedy nadchodzi jego godzina śmierci, zbiera się ponownie całe plemię i śpiewa jego pieśń po raz ostatni…

A jaką pieśń my śpiewamy innym ludziom?...

niedziela, 5 stycznia 2014

Przygoda !!

Pewnego dnia koleżanka poprosiła mnie o pomoc. Miała ona polegać na przytarganiu do jej mieszkania dwóch zgrzewek wody gazowanej, opakowania papieru toaletowego i jakichś tam zakupów. To znaczy wtarganie było moją dobrowolną sugestią, z której dla jej kręgosłupa nie miałam zamiaru zrezygnować. Dlaczego dla jej obolałego kręgosłupa ?! Tego nie zdradzę chyba, że zaprosicie mnie na kawuchę.
Kiedy dziś skończyłam pracę, podeszłam spacerkiem po swoje porsche, aby udzielić pomocy poszkodowanej. Odnajduję, wsiadam, odpalam "machinę czasu" zabierając obolałą po drodze wraz z jej pupilkiem. Zatrzymuję się na środku swojego pasa ruchu, ona wsiada, pupil montuje dupencje w dziecięcym foteliku muzyka brzęczy i wszyscy jadą zadowoleni.
Zanim zaparkowałam musiałam wziąć bilecik, który wydawany przy wjeździe umożliwiał wyjazd.
Ulokowałam furę w pierwszym wolnym miejscu, czyli zaraz przy wejściu do sklepu.
A że ja spędziłam w siedzibie firmy bite osiem godzin zapowiedziałam, że nie mam ochoty znów się tam pojawić. Koleżanka wyrozumiałym zdaniem nie miała nic przeciwko i sama zaczęła szukać tego co jej było potrzebne.
Po kilku minutach istnienia w samotności, z psiakiem na tylnim siedzeniu i muzyką w głosnikach stwierdziłam, że szkoda marnować czas i ogarnę trochę wnętrze samochodu.
Więc pozbierałam wszystkie kartki, paragony i inne rzeczy, które uważałam za zbędne w moim samochodzie i na jego kokpicie.
Wysprzątane prawie na błysk i oto jest.. znajoma twarz, która z uradowaną miną i zakupami wraca.
Jednym ruchem ręki otwieram bagażnik. Wyciąganie z wózka, ładowanie do bagażnika, przywrócenie wózka na miejsce, wsiadanie, odpalanie, ruszanie i wio przed siebie.
Wtem zatrzymujemy się przed szlabanem. I nagle lampka w mojej bystrej głowce oznajmiła, że tak posprzatałam w samochodzie, że i bilecik trafił szlak !
Podopieczna bulwers, psina jak prawdziwy "zimny łokieć" tyle, że na tylnich siedzeniach z radosnym pyszczkiem