wtorek, 31 grudnia 2013

Noworoczne..

 zapożyczone..

Niech Wam spełnią się marzenia wymyślone z serca chcenia, niech się spełnią wszystkie inne - te pracowe i rodzinne, te malutkie, duże, średnie, co zjawiają się bezwiednie i koniecznie Waszym Bliskim - niech się spełnią przede wszystkim!!! 
Czy 13 jest pechowa? Mnóstwo szczęścia się w niej chowa. Nie żegnajcie z ulgą roku - niech nie idzie on do mroku! Niech wie, że był ważny w świecie i mu też podziękujecie. Bo jesteście ciągle z nami, bo jest nowy dzień, Kochani!!!
Nadchodzący Rok wygrywa, Rokiem Konia się nazywa. Wnet rycerski czas zagości, będzie Rokiem Życzliwości! Symbol zdrowia, namiętności, powinności i czujności 
My życzymy Wam wzrastania i galopu bez wahania. Troszkę szczęścia poskubania i w strumieniu zatrzymania! W bujną grzywę wiatr miłości niech nawieje Wam radości!!!

piątek, 20 grudnia 2013

Choinkowa wyginka.


  Przedświąteczna gorączka ogarniająca cały kraj schodzi na psy. Jeśli kogoś uraziłam, cóż mamy wolność słowa, wyznania, ale tego rodzaju prawdy nie tolerujemy i nie akceptujemy. Co więcej, udajemy kogoś lub jesteśmy kimś, kim wcale nie chcemy być. Pracujemy, ogarniamy innych życie i problemy zapominając o tym, aby żyć!! Mówimy, czasem myślimy, a reszta idzie z automatu. Pewnie niewielu rozumie, o co mi w ogóle chodzi i co mam do przekazania…
Moje jak i wielu z Was bojowe nastawienie, pcha do ciągłych narzekań, użalania się nad sobą bez możliwości dania sobie szansy czy nadziei na szczęście.
Moim lepszym dobrem będzie Nowy Rok, który w końcu odetnie przeszłość, ustąpi miejsca przyszłości i pozwoli żyć tu i teraz.
Każdy ma noworoczne marzenia, przyrzeczenia, obiecanki, zachcianki, pokusy. Chcę, aby wszystkim spełniły się ich myśli, ale żeby przeszły one w tryb działania. Lecz tylko Wy, a właściwie każde z Was musi też tego chcieć, aby nie powielać błędu poprzedniego roku, którego sami byliśmy autorami.
Jedyna myśl, która cofa w przyrzeczeniach jest strach. Strach w świadomym podejmowaniu decyzji. Ja też taki miałam, ale wszystko jest do czasu. Nadchodzi moment, kiedy coś w człowieku pęka i się rozlewa. Ale żadne z Was nie pomyśli, że kiedy to „coś”, a pisze tu o żalu; kiedy się rozlewa to jak polewa po świątecznym serniku spływa delikatnie starając się zakryć to, co, dla niektórych chce być niewidoczne. Rodzynka, jeśli piszemy o cieście, a problemie, jeśli piszemy o życiu; jak ciężka i gorzka polewa, która jest w zastępstwie słodkiego i lekkiego cukru pudru opada w końcu na talerz i zastyga.
I tak właśnie niektórzy „zastygnięci ” w ferworze kupowania, toczą walkę z bankructwem; walka nie ustaję, ponieważ szmata w ręce pogania kurz, z którym i tak „zasiadamy” do stołu; czas przygotowania potraw nie raz przypomina bój o to, że potrawa płona, więc sięgamy po internet, aby coś w barszczyku czy pierożkach poprawić. A wystarczyłoby się tylko porozumieć, wymienić doświadczeniami, które wpoili nam rodzice. Zsumować wspólnie zdania, które tak strasznie kaleczą niejedne święta i cały nastrój opada jak leśny pył z choinki, którą przyprowadziliśmy z lasu, aby stała i świętowała swoje ścięcie. I nie mówię, bo sama żywą choinkę posiadam. Jest piękna, bo podarowana z czystego serca. Piszę i mówię o niej Piękna Dama o stonowanych kolorach z lekko świecącymi płomykami, otulona białymi jak śnieg koralami. Choina cieszy, bo jest z legalnego handlu, więc wprowadzam ją do corocznej tradycji.
I to pod nią, co roku się kładę, aby spoglądać w.. Przyszłość. Nie jestem niczyim prezentem, katorgą, zniechęceniem, zmuszeniem, obowiązkiem, przyzwyczajeniem. Tak zwyczajnie, po prostu leżę sobie. A w tym roku zaproszę pod nią swojego syna, z którym spędzę „magię świąt” i w ciszy zastygnięci,  poopowiadam mu jak to wyglądało za czasów, kiedy jego na świecie nie było. I w ten oto sposób chcę polecić przeżywanie czasu świątecznego na poznawaniu siebie nawzajem, podejmując marzenia, plany, pomysły, troski zamiast dać sobie wyprać mózg przed telewizorem.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Moja myśl przewodnia...


       "Tego dnia, gdy dziecko zrozumie, że żaden dorosły nie  

jest doskonały – staje się nastolatkiem. Tego dnia, gdy im 

wybacza – staje się dorosłym. Tego dnia, gdy wybacza sobie

– staje się mądrym". Olden Nolan

środa, 20 listopada 2013

ahh..mężczyźni !!

Wtorek.
Wolny dzień od pracy, czyli całodobowe leniuchowanie. Kiedy trafia sie taka okazja można ją przepuścić na porządnym olewaniu świata i otoczenia, ale mając na uwadze dobro Juniora.
Kiedy wiem, że następny dzionek jest wolny od pracy wtedy wieczorem postanawiam zrobić sobie seans filmowy. I jak postanowiłam tak też zrobiłam. Co oglądałam ?! A wszystkiego po trosze, bo jakoś na nic dobrego trafić nie mogłam.
Następnego dnia rano syn budzi mnie "skoro świt" i każe ogladać :rysunki, budowle jakie stoją na biurku,i jednocześnie zapytując w co i jak się ubrać.
No cóż, po ciężkiej nocy zerknęłam mozolnie na wyświetlany w telefonie czas i mówię:
- Synu jak będzie zero dziewięć :zero zero, to daj mi znać, wtedy wstanę i wszystko ogarniemy ok? a teraz mamusia jescze odpocznie.
Nagle Sebek przychodzi z telefonem i krzyczy :
- Mamo..mamo..jest!! wstawaj !!
Ehh..obiecałam, więc trza wstać. Tyle, że zanim nasze trybiki zaczęły normalnie funkcjonować trzeba było porzucać się poduszkami, poddusić kołdrą, pośpiewać ,pokrzyczeć ażeby sąsiedzi wiedzieli, że tu "młoda polska" też mieszka i żyje, poskakać po łóżku i tym samym narobić kurzu.
Następnie radio,bo i potańcować rano jest fajnie, łazienka i wyścigi w myciu oczu, przebraniu się z piżamy w extra ciuch, czyli nie roboczy, schowanie pościeli w łóżkową szufladę, bo jakby miał ktoś z rańca przyjść w odwiedziny [tu się proszę nie szczerzyć, bo niedawno miałam taką sytuację; kominiarz przyszedł czyścić przewód kominowy i udrażniać..nie rury - tylko wentylację czy mam cug - hehehe! ].
Tak. Przebrani,umyci i gotowi zasiedliśmy do śniadaniowego "stoliczku nakryj się .. sama to zrób".
- Sebek chcesz masło na chleb do paróweczek?
-Tak.
-Chcesz ketchupu ?
-Tak.
-Chcesz musztardy?
-Nie, bo nie lubie ostrego.
-Ok.
A, że od kuchni do stołu nie mam daleko więc jednym obrotem w prawo podaję osobno..
Parówki ,chlebek z masłem,widelce, herbatę, ketchu i musztardę. W rytm muzyki te obroty wychodzą całkiem fajnie. Syn aby zerkał na fiśnietą, ale jakże uśmiechniętą mamusie. Podparł brodę ręką, w drugiej ręce trzymał widelec i czekał aż usiądę na dupencji.
I teraz najlepsze..
Siadamy, oglądamy co i w jakich ilościach chcemy na talerzu [poza parówkami, bo tu porcje nie zmienne, aż po dwie sztuki] i ja zaczynam swoje od nowa:
-Chlebek z masłem? Tak
-Ketchup? Tak.
- a musztarda..?! musztarda..?!
więc chlas na talerz. Nagle syn się ocknął [u nas to rodzinne, takie małe czasowe zawieszenie]
i mówi:
-Mamo !! nie chciałem musztardy.
-Ale synu pytałam czy chcesz.
-Aaaa...,bo nie usłyszałem, taka moja natura !!
Młody jednym zdaniem podciągnął moje morale na resztę dnia.
Na szczęście żadne z nas nie zadławiło się przy jedzeniu, bo ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu i zarazem podziwu, że sześcioletni chłopiec wie o sobie więcej niż nie jeden dorosły mężczyzna.

niedziela, 10 listopada 2013

Nocne buszowanie :)

Wieczór.
Jak zawsze, każdego dnia nakłaniam syna do samodzielnej kąpieli.
Noc w noc powtarzam do swojego szkraba "weź piżamkę, idź do łazienki, czas do mycia, kolacja, zębów mycie i spanie".
Mały mądrala zabrał piżamkę, rozścielił sam swoje łóżko co miło mnie zaskoczyło i zmyka do kąpieli.
Po drodze, a ona jest "szybka" mamy małe wygłupy: pukanie do drzwi, zamykanie i ich otwieranie, wchodzenie i wychodzenie do łazienki do momentu aż ubrania nie zaczynają same "wychodzić" z łazienki.
W końcu mama powiedziała stanowcze dość !!, bo wiek zobowiązuje i siły juz nie te. A junior jak sie zagalopuje to nie zna umiaru brak i zaczyna wieszać się na mamowej szyi.
Ale Sebek w momencie zrozumiał, że przecholował i sam władował się do wanny. Oczywiście nie w ubraniu. Kiedy on zajęty sobą to mama zajęta kolacją. Nagle dzwoni dzwonek do drzwi.. koleżanka. Szybko otwieram mocarne wrotai i zasiadamy przy stole z kawą, ciastkami, martini z colą i opowiadamy. Takie babskie ploteczkowanie.
Wtem dobiega głos, męsko-dziecięcy głos z łazienki..
"Mamo masz wybór; albo mnie myjesz albo będę chodził brudny!!".
No cóż, koleżankę musiałam "odłożyć na bok" i zająć się małym Królem, który zadowolony że postawił na swoim może ochlapać mamę wodą. :)

niedziela, 3 listopada 2013

Dino - Zator - Land :D

Pogoda na dziś nie zapowiadała na ciepłe, listopadowe spacerowanie, więc wybrałam się z synem na samochodową wycieczkę. Właściwie to obiecałam szkrablinkowi, że tak.. tak.. pojedziemy. Najpierw śniadanie, ubieranie, film, obiadku zjadanie, tu musiałam jeszcze sprintem po śmietanę skoczyć, bo mizeria bez tego jest jakoś siakoś - nijaka, i lota na niespodziewajkę. Ale zanim wyruszyliśmy w podróż do krainy.., to nockę miałam z psem funfeli. Ależ była frajda.. syn wniebowzięty, bo piesek ułożony, wyczesany, kompatybilny, znający sztuczki, ogarniający pościele i poduszki, z "dzwoneczkami" przy obroży umiał zapewnić chłopcu zabawę do padnięcia - dziecka. Właściwie to zmogło nas wszystkich tyle, że ja dostałam wycisk w postaci nocnego stróżowania. A, że szczekającego psa nie posiadam i żadnego innego to w nocy, kiedy sąsiedzi wracali z nocnych wojaży, libacji czy melanżu pies reagował bez poczucia i wyczucia czasu, ale z węchem jakby nie patrzeć. Stróż z niego zajebisty tylko mnie mało się na zawał nie zeszło. Nocne szczeknięcie za pierwszym razem wysadziło mnie z wyra, kołdra frunęła, a ja na baczność stanęłam właściwie nie wiem po co. Kolejne szczeknięcie to już był zamach na mnie. Dalsze było szczekaniem na syna, którego i sierściuch się chyba przestraszył, bo w przedpokoju stanął Sebek i pyta czy może spać z mamą. Jak się później okazało potwory zabijające ludzi w dziecięcych snach są zmorą nawet po obejrzeniu Wojowniczych Żółwi Ninja i przeczytaniu legendy "Lech, Czech i Rus".
A więc sumując : syn w moim łóżku, bo jak inaczej postąpić kiedy straszno spać bez poczucia bezpieczeństwa; psiak, który spontaniczną, błyskawiczną reakcją postawił całe czwarte piętro na nogi i mam nadzieję, że nie tylko :), myszoskoczek, który nagina zębami skrobiąc i wpierdzielając tym samym plastik, tu wyczuwam wstręt do niebieskiego koloru oraz roleta, która furt spada, ale dziś kupiłam na nią sposób; powodowało to, że wyglądam jak Zombie. Dlaczego ?! Bo się nie wyspałam, a tu trza na wycieczkę bo obiecana. Cóż jak się powiedziało A to do Z trza dociągnąć.
Zapakowani do czerwonej rakiety mknęliśmy z góry jak zawsze kiedy zjeżdża się z osiedla Zor. Rzecz oczywista do chlebodawcy trza było zajrzeć, bo prowiant w drodze powrotnej na bank się przyda. Jesienna bryza już tam nas dopadła, ale dzięki temu, że główka pracuje nawet jadąc samochodem parasole mogą się przydać. Właściwie to zapytajcie kobietę co jej się - nie - przyda ?!
Droga długa, bo godzinę i jakieś dwadzieścia minut. Były dziury, więc nudno nie było, było dwukrotne zawracanie, bo bez gps i mapy a mając tylko kadr zdjęcia w głowie z internetowego Zumi.pl każdemu może się zdarzyć; było kilkukrotne upewnianie się czy dobrze zmierzam, więc i nie obyło się bez zaczepiania ludzi na chodniku, czyli tych którzy wracali z mszy, bo reszta to w ciepełkach grzała wielmożne dupencję. Nawet nietrzeźwy chciał pomóc, ale jak mu powiedziałam, że szukam parku z dinozaurami to się chyba zaczął zastanawiać czy nie za dużo wypił. Ale uff.. udało się i dotarliśmy do miejscowości Zator, a w nim DinoZatorLand. Tam opłata i hulaj dusza. Deszcz, las, krzaki i Dinki, które ruszały częściami ciała, spowodowały że na wstępie doznałam szoku. Pisk, wrzask i Sebek oglądał dinozaury już z daleka. Nawet zdjęć nie chciał sobie robić. Mój odskok od ruchomego stwora poruszającego się gdy tylko "wdepniesz" w fotokomórkę zraził chłopca, a tym samym dał powód do większej nimi fascynacji. Przedsięwzięcie duże, bo godzina chodzenia i oglądania samych dinozaurów. Jeden to nawet mnie obsikał, ale miałam parasol hehehe i coś tam uchroniło. Na końcu parku był budynek z kośćmi, szkieletem wielkoluda i innymi archeologicznymi wykopaliskami. Syn po przejściu Parku miał już chyba dość wrażeń, ponieważ omijał szerokim łukiem to co mogło mu zagrażać  i chował się pod parasolką. Na końcu końców :) był ryczący mamut, neardeltańczyk z rodziną i finito. Wskoczyła równa godzina i czmychnęliśmy do kina 3D tam Dino- Rex zadawał zagadki, ale najpierw Pan podstawiający głos pod gada zrobił z nami mały wywiad i zabawy był ciąg dalszy. Żółty stwór na ekranie zadawał pytania, a Sebko wyśpiewał wszyściuchno o sobie, o mamusi i co i jak i gdzie. Dobrze ,że było ciemno, bo lica mnie aż parzyły. Można było zobaczyć Park Owadów, które wydawały z siebie dźwięki i się poruszały. Były w takim powiększeniu , że o dziwo nie budziły wstrętu a zaspokajały ciekawość. Zwiedziliśmy też wodny Park Mitologiczny i był też, pokaz fontann w takt podkładu muzyki poważnej. Pewnie i gra świateł byłaby też, ale w dzień to raczej guzik z pętelką.
Zmarznięci, przemoczeni, głodni, ale z głową pełną wrażeń.
Mamy zabawne foty i ciekawe filmiki oraz polecamy wypad tym, którzy nie wiedzą co zrobić z wolnym czasem.
Układając syna do snu, powspominaliśmy jak się dobrze bawiliśmy, a on powiedział tak :" Mamo, nieważne, że pogoda była brzydka ważne, że zobaczyliśmy ! "

piątek, 25 października 2013

zbiorowisko :)

Dzień jak zawsze pracowity. Staram się jak mogę, aby wszystko było z pełną kulturą, sprytem, szybkością i starannością chociaż jak wiadomo nie jestem idealna.
Życzliwość i wybrnięcie z każdej sytuacji pozwala na opanowanie emocji, zaciśnięcie zębów, głęboki oddech i jako taki uśmiech, bo jak wiemy każdy z nas ma dni lepsiejsze i gorszawe :) .
Nie raz można wybrać najlepsze sytuacje, momenty w czasie  wykonywania pracy oraz zanotować konwulsje jakie targają klientami.
Prawo takie daję mi dobra, wzrokowa pamięć, zażartowanie z klientem z jakiejś wspólnej pomyłki, krótko dystansowego przebiegu przez hale sprzedaży za cenówką, sprawdzeniem ceny lub ludzkim odruchem w postaci pomocy.
Bo niby dla handlowców udręką są osoby starsze, które "rządzą" się innym pokoleniem, myśleniem, postrzeganiem otaczającego ich świata.
Ale na szczęście równowaga w przyrodzie musi być i jesteśmy też My młodzi, którzy całkiem przypadkiem odwalamy lepsze numery niż nie uświadomieni dziadkowie.
Jest godzina za dziesięć przed zamknięciem. Wchodzi zadowolony, lekko podchmielony Pan i pyta: " A pieczarki to dziś były czy nie mieliście wcale?! ".
Grzecznie odpowiadam, że były ale do tej godziny już się sprzedały.
I zaczyna się ciekawy monolog Pana..
"Kurczę nie ma już pieczarek i co ja zrobię ?! Zapiekankę miałem zrobić, ale jak bez pieczarek?! No nic jutro podejdę, ale kurczę potrzebuję na teraz, na już !! No, ale nie ma i co teraz? No nie macie pieczarek, na pewno ,ahh..sprzedały się, kurczę - dobra jutro kupię !"
Spakował co kupił, czyli Vip i pomaszerował z żółta reklamą uśmiechniętej w kropki..
- Cześć..
- Cześć..
- Co to, aż dwa rulony worków potrzebujecie?!
  (worki aż 120l)
- Będziemy liście zbierać hehhe
- heheh
- A potem?!
- A potem w rulon..
 (kumaci zaczają )
Sytuacja przy kasie..
Ruch jak w ulu z tym, że pszczoły umieją zachować porządek, nasi klienci to nie koniecznie, ale i nie wszyscy..
Więc kasjerki uwijają się jak mróweczki.
Jeden Pan był tak szybki, że zanim koleżanka wzięła się do kasowania jego towaru on już płacić chciał.
Najpierw kasa, towar nie koniecznie :) [żarcik]
Nagle z uśmiechem mówi do Pana:
- Momencik, najpierw muszę pociągnąć żeby skasować !!
Tłumaczcie sobie to jak chcecie :)
Było zabawnie, bo do tej pory mi się buźka nie zamyka. :D

czwartek, 17 października 2013

oponki..

Jak co roku i aż dwa razy do roku, każdy szczęśliwy posiadacz prawa jazdy ma dylemat. Kiedy spadają liście, zawiewa zimnym wiatrem, siąpi deszczem to wiadomo, że mamy jesień a co za nią idzie - wymiana opon. Wiadomo, że Ci co śmigają na całorocznych gumach ich ten problem nie dotyczy. Ale my, którzy wymieniamy letnie na zimowe i zimowe na letnie czekamy nie raz ze zmianą do momentu aż spadnie pierwszy płatek śniegu. Jak już zasypie z lekka śniegiem i mamy kraksę to wina jest kogo?? Drogowcy, jak zwykle spóźnieni i zaspani lub zasypani.
Ale ja w tym roku postanowiłam wyprzedzić Panią Zimę i zmieniłam opony już dziś.
Temat ogumienia wlókł się za mną aż dwa tygodnie. Przez to nawet poświęciłam swój wypad z kumpelami na buszowanie po lumpeksach .
Ale skoro postanowiłam i zdecydowałam się w końcu to trzeba to było zrealizować .
A więc rano wstałam (9:00) i zabrałam się za obiad(11:00), później wyniosłam śmieci ,idąc ze śmieciami miałam ze sobą miskę z wodą, płynem i szczotą, żeby szmyrnąć trochę felgi, żeby sobie nie pomyśleli, że z osobówki zrobiłam terenówkę. Kiedy wymyłam felusy trzeba było podjechać pod klatkę schodową i załadować opony zimowe .Ok, jest w końcu się załadowałam z całym majdanem i ruszam (13:30). Dotarłam, wysiadam w obcisłych czarnych legginsach, rudym na głowie i czerwonych paznokciach, otwieram drzwi biura i oznajmiam, że: "..z czterech zimowych proszę wybrać dwie do jeszcze względnego użytku ,a dwie nowe na tył samochodu".
Pan zaprosił mnie do bramki numer trzy :) ,a tam siedmiu wspaniałych .Ok, oni robią swoje, a ja do kanciapy z zajebistym widokiem na pracę siedmiu usmarowanych. Nie wiem dlaczego, ale lubię zapach mechanika samochodowego. Właściwie to lepiej jak grzebie przy samochodzie niż przy innej babce gdybym takowego miała. Każdy z nich trzyma jakieś narzędzie ,jeden biega i przynosi śrubki, kolejny stoi i koordynuje czy praca w miarę wartko idzie. Aż w końcu  Goniec przyszedł i oznajmił, że już po sprawie. Teraz tylko formalności, wypełnienie szczęśliwego kuponu, który sprawi, że wygram Fiata 500 ,i zapytanie :" a, z której strony są te nowiuśkie opony i czy w ogóle są?!"
Pan wychylił głowę za żaluzję oznajmiając z uśmiechem że są, dołożył gwarancję do opon i życzył szerokiej drogi z lekkim podśmiechujkiem .
A więc nowe były, ale z przodu i znowu nikt mnie nie bierze na poważnie !! ;)

piątek, 4 października 2013

Uczniaki :D

Sytuacja miała miejsce jakiś czas temu kiedy na niebie świeciło piękne słoneczko a świeże powietrze przypominało o kolejnej porze roku. Wraz z nadejściem lata ,mama zasugerowana informacją z przedszkola zaczęła szukać dziecku szkoły. Jako ,że już sześciolatek mógł śmignąć do pierwszej klasy stwierdziłam ,że jednak zostaniemy rok dłużej w placówce przedszkolnej wyniośle zwanej :zerówką .
Ale zanim zerówka to jednak zaświadczenie do jakiej szkoły smyk będzie chodził trzeba było zanieść . I na tym zostało .
Wakacje przeleciały i nastał wrzesień .W czasie ciepłego lata życie nasze przebiegało mocno i intensywnie a co za tym idzie zmiana wszystkiego po kolei.. ,poza pracą ,bo to akurat jest nienaruszalne póki mam zdrowie i siły .
Pod koniec września pani dyrektor z placówki przedszkolno-wychowawczej zakomunikowała ,że skoro zmieniło się wszystko i jesteśmy bliżej centrum to zaświadczenie które składaliśmy w lipcu jest nieaktualne. No ,cóż syn dostał nowe zaświadczenie i zapisaliśmy do nowej szkoły .Taki umysł ,że zapisany do dwóch podstawówek ,prawie jak na studiach hehe..dwa fakultety :D.
Nowa szkoła jest starą trza by wykreśli.
I dziś śmigam do "starej" szkoły zrobić to co należy.
Wchodzę ,szukam sekretariatu ,a po drodze stoły do ping-ponga ,oj pograłoby się ,sala gimnastyczna ,ehh..w dwa ognie machnęło by się i wiecie szkolne czasy to było coś !! Ok skoro idąc w stronę piwnicy nic więcej nie znajdę w takim razie trza się piąć w górę .Znalazłam ,pukam ,cisza .Otwieram drzwi ,zaglądam i lipa. Pusto. Przecież nie będę stała jak słup i czekała na dzwonek na przerwę ,więc pukam w pierwsze lepsze drzwi ,za którymi pani mówi :" zakreślamy buzie uśmiechnięte ,te które się nie uśmiechają zostawiamy " ;otwierają się  drzwi i mówię co i jak .Kogo szukam i czego potrzebuję ale w między czasie zerkam na ?! pierwszoklasistów ,którzy już wiedzą jak korzystać z chwili nieuwagi nauczyciela. Boki zrywać .Ściągają już od najmłodszych lat .Nauczycielka poszła w mojej sprawie do pani dyrektor ,więc ja zostałam na posterunku obserwując gromadkę urwisów .Wrzało w całej klasie ,w ogóle nie zwracali na mnie uwagi ani nie zawracali sobie mną głowy .Biegali od ławki do ławki w poszukiwaniu kredki ,odgapiali ślaczki od siebie,kradli flamastry sobie na wzajem ,wstawanie i siadanie ,zaglądanie do zeszytów ćwiczeń i przechwalanie się ,no zajebiście ,a mi banan z buźki nie schodził .Od razu było widać integracje w klasie.
Po chwili pojawiła się nauczycielka z panią dyrektor .Więc ja od nowa po co i dlaczego. Zapisane dane ,namiary ,wymienione numery telefonów i końcowe zdanie od pani ,u której wiek wskazywał na wielkie doświadczenie w kierowaniu taka placówką ,a mianowicie : "Gdyby tak każdy rodzić interesował się swoim dzieckiem i zabiegał o placówki nie musielibyśmy my szukać rodziców.. ".
Komplement odebrałam z uśmiechem na buzi ,podziękowałam i jakby nie patrzeć zaświeciłam przykładem chociaż nie to było moim zamiarem . :)

wtorek, 1 października 2013

zawodostwo !! :P


Dzisiejszy poranek zaczęłam od spaceru z psem ,później wyprawa do przedszkola i meta ,czyli praca .
Poranne procedury mojej firmy są znane tym ,którzy w niej pracują :P ,więc reszta się niczego nie dowie..hehe .
Ale do sedna .Zasiadłam na kasie i zaraz z rana młoda ,blond kobieta zastrzeliła mnie pytaniem :
"Czy mamy na promocji albo wyprzedaży ,bo były w gazetce ( ?! ) uwaga !! -PATELNIE MAKARONOWE :D
buahaha... no mało brakło a znalazłabym się pod kasą ze śmiechu. Wiec pytam grzecznie koleżankę z kasy obok ,czyli nr trzy ,a ona mi na to..
"A pieczywo z piekarni to mamy dzisiaj świeże ?! "
Komedia dla zdrowych ,którzy codziennie użerają się z klientelą :D

piątek, 13 września 2013

Moja Perełka w dziedzinie wody :)

Drogi Junkersie..

Pewnie zastanawiacie się dlaczego ja z nim na "Ty" .
A otóż dlatego,że ,iż ,ponieważ.. :D  zakupiłam capa wraz z nieruchomością ,czyli nabyłam do niego praw.
Ahh jak to dumnie się pisze .. :) w każdym razie wiadomo o co chodzi :jest Mój i tylko dla mnie.
Cieszyłam się z niego jak dziecko z lizaka w papierku ,które nie wie dokładnie co pod papierkiem się kryje.
Pod moim "papierkiem " kryło się mnóstwo miedzi za którą na złomie dostałabym parę groszy plus jakiś tam zapłon ,który daje iskrę to jakieś pięćdziesiąt złotych ,trzy kilogramy czystego złomu ,kabelki ,żebra nagrzewane przez ciecz zwaną gazem .To chyba wszystko co mój najdroższy ma w sobie najcenniejszego.
Konsekwencje jego posiadania były opłakane porównywalne do rozciekniętych.. Jegomość był moim cudem ,dawał mi ciepłą wodę ,za którą oddałabym...hmm.. jeszcze nie wymyśliłam co :P ,ale jakiś drobiazg by się zdybał -jak to po naszemu się mówi ,chociaż ja wcale nie z tela .
Kiedy tak sobie go pooglądałam zaczął "puszczać łezki " .Na drugi dzień chłop się zapłakał właściwie jak każdy z krwi i kości facet kiedy dostaje kosza od swojej "ukochanej" zwanej czasem przyzwyczajeniem .
I tak się pieron rozciekł ,że musiałam całkowicie zakręcać i odkręcać dopływ wody ,wołać pomocy w naprawie i rozglądać się za jakimś mniej zużytym ogrzewaczem.
A więc i udało się ,przyszła fachura , zlutowała w nagrzewnicy zaciek i skasowała sześćdziesiąt złotych .No cóż pomyślałam ,chcesz ciepłego to płać i płacz babo ,ale ze szczęścia. Tak cieszyłam się jak tym razem psina z możliwości zrobienia kupy na trawniku ,a nie chodniku w centrum .Po merdałam ogonkiem i chuj Junkers strzelił.. Stwierdziłam ,że kolejnej dziury lutować nie będę i wpadłam na genialny pomysł zaklejenia dziurki  taśmą izolacyjną .Tak wiem..wiem..brawo Agatko.. :) dziurka zaklejona ,kasa w kieszeni ,a ciepła woda w wannie . I to na długo się nie zdało ,bo jak ciśnienie wywaliło tasiemkę to lało się jak ze szklanki .
Nosz wtedy to mnie już kurwica wzięła .Czajnik ,kuchenka ,miska i jazda !!
Ale ja ,pani wygodnicka długo znęcać się nad sobą nie pozwoliłam . Poszukałam ogłoszenia ,nowego -używanego ogrzewacza zakupiłam ,a starego kopnęłam "w tyłek" ,heheh  no dałabym głowę uciąć ,że gdzieś już to przeżyłam :) .Dumna z zakupu ,poprosiłam pana od gazu o zamontowanie ,tak żeby czasem całego bloku nie wysadzić w powietrze chociaż byłabym i do tego zdolna jakby trza i nie trza było ;) .
Pan nie miał czasu i tu mój klops .Co się później okazało znalazł chwilkę w ten sam dzień ,w którym do niego dzwoniłam .Bo wiecie umiem trzepotać rzęsami nawet przez telefon dlatego był taki wspaniałomyślny.
Przyszedł ,zmontował ,sprawdził ,działało. Syna ukąpałam i nagle chlast wody nie ma na całym osiedlu. No więc trudno ważne ,że junior ukąpany ja tam nie muszę ,bo przecież jutro w pracy zbrudzę i spocę się tak samo :) ,więc zaoszczędzę . :) . Kiedy obrządziłam "gospodarstwo " zasiadłam przed fejsbuniem i blogiem tak dla relaksu .
Coś jednak nie dawało mi spokoju i zajrzałam do łazienki sprawdzając czy może już dali wody do "studni" .
I szok ,minęła godzinka i woda była .Widzielibyście moje zadowolenie ,bananisko na buźce jak stąd do San Francisko -taki rym ,pozwoliłam sobie użyć - no ,i nie znając się na takich ogrzewanych panach na fula rozpędziłam ciśnienie ciepłej wody czego katastrofą było zalanie nowego ,jednodniowego junkersa .Ale skąd do pierona miałam wiedzieć ,że jak puszczają wodę to najpierw leje się zimną a później ciepłą . W ten oto sposób nie było mi dane myć się w ciepłej wodzie .No szlak mnie trafiał i ledwo uszedł z "życiem " ekstra nowy kosz na śmieci ,srebrny z naciskiem na nogę co by się klapka sama otwierała. Wgniotło ją trochę ,ale jak ciśnienie zeszło to pokornie naprawiałam .Świetlności z nowości mu to nie wróciło ,ale jakoś jeszcze razem pożyjemy .
I znowu za telefon do eksperta w dziedzinie pochłaniaczy gazu ,a on zabrał zalaną cześć do naprawy ,na drugi dzień poskładał wszystko do kupy i skasował dwadzieścia złotych.
Fin.

poniedziałek, 9 września 2013

Pani wyuczony zawód ?! :KOBIETA .

Moje życie i moje otoczenie nabrało wolnego tempa.
Brzmi niewiarygodnie ,brzmi tak jak każdy wartościowy człowiek ,który przy mnie trwał i pomógł przez to przebrnąć w sumie dotrzymał danej mi obietnicy : "Agata będzie dobrze.."
Zostało ich niewielu ,ale to są Ci którzy znają znaczenie ,moc i wartość wypowiadanych słów .
Szacun dla tych kobiet ,które walczyły z problemem nie mając przy sobie nikogo .Jest to ciężka walka ze swoim myśleniem ,szukaniem znaczenia życia ,wartości u ludzi ,kręgosłupa moralnego ,etyki ,człowieczeństwa ,którego tak zwyczajnie nie ma .Nie ma dla obcych ,nie ma dla rodziny ,bo cóż znaczy dzisiaj rodzina?!
Niby jakieś drzewo genealogiczne jest ,ale przecież to tylko roślinka ,która z wiekiem usycha później następuje wycinka i.. czysta produkcja : mebel ,papier ,kredki ,zapałka.. .
Każdy produkt "idzie" w swoją stronę ,swoją drogą w zależności jak ukształtowały je "maszyny " .
"Maszyny " komuny ,które pokazują ,że ważne dokumenty i pieniądze nosimy w kolorowych reklamówkach ,nie odcięta pępowina ,która zaciska gardło nie pozwalając samemu podejmować decyzji oraz opieczętowany na czerwono dokument ,który ma stwierdzić w przyszłości gorszego i lepszego .
Klasyfikuję w ten sposób i podpisuję to pod znanych mi ludzi oraz ich wykształcenia ,czyli im wyższe wykształcenie tym większa suchota w sercu ,bo tu rządzi pieniądz .Ci co wykształcenia nie mają ,a tylko podstawówkę nie umieją sklecić zdania za to gestykulacje mają zajebistą i mądrości życiowe też .Stroszą "pióra " i idą pokazać się światu odstawiając szopkę poprzez swój wygląd .Ubiór gdzie z każdej strony musi wystawać metka ,która jest cieniem oryginału zwanego przyjacielem, przywdziewają maskę na twarz ,perukę na głowie ,piękne lakierki spod ,których pięta pachnie grzybicą a pazury zapuszczone są ciągłym kopaniem w "ogrodzie" .Ale pozostają Ci w środku ,Ci fizyczni ,Ci co pracują żeby być i mieć .
I tu wyłoniła nam się postać kobiety .
Bo tylko zaradność kobieca potrafi tak pracować ,żeby być i mieć .Tylko panie mają podzielność uwagi ,umiejętność kalendarzowego ogarniania życia czy to rodzinnego ,czy jeśli nawet samotnie wychowującego dziecko.
Płeć piękna pilnuje żaru ogniska domowego ,aby nie utraciło ciepła .Dama potrafi zadbać o schludny wygląd każdego z bohaterów jej bajki . Niezależna zna granice swoich możliwości w poświęcaniu się i oczekiwaniu na zwykłe "dziekuję" ,drobny gest przytulenia trwający tyle ile potrzeba ,szczery całus znienacka .Rodzicielka donosi ciąże i zniesie ból związany z porodem i nie raz jego powikłaniami .Drobiazgowa obserwatorka umiejętnie przekaże każdy szczegół świata swojemu potomkowi nawet jeśli jest to przestrogą na kolejne pokolenia .Ambitna i cierpliwa na zewnątrz ,kochająca i zadumana w "co by jutro ugotować " tzw.słaba płeć Kokietka delikatnie owija wokół palca i kusi do momentu aż nie przekaże jadu ,który wstrzykiwany ofierze trzyma go na dystans ,a później uzależnia .Płeć piękna i pewna siebie ,tego co chce ,czego chce i jak chce rezygnując tym samym z dobrodziejstw materialnych tylko dlatego ,że to nie te numery lotto ,nie ten kupon a w konsekwencji nie ten facet .Niewiasta ,która w lekkiej panice z powodu mega problemu zostaje spoliczkowana przez intuicje ,podnosi się ,zakasuje rękawy i działa ,bo ma dla kogo... .
My "partyzantki " śmiałe i odważne stawimy czoło każdemu niebłahemu problemowi .Kiedy mamy wsparcie ,zwykłe wsparcie w codzienności ,troskę ,przytaknięcie ,poklask ,dobre słowo ,Szacunek ,bezinteresowne uczucie ,wtedy oddajemy siebie w całości ,bez reszty .
W ten sposób opisałam nasz zawód podpinając to pod równouprawnienie ,o które tak nasze poprzedniczki walczyły .Ale powiem/napiszę Wam ,że dziś to właśnie my-Kobiety w związkach jesteśmy i mężczyzną i kobietą .Dlaczego ?!
Bo boimy się manipulowania uczuciami ,szantaży emocjonalnych pod przykrywką - dziecko,zakłamania ,wysłuchiwania wyrzutów ,czekania aż nasza prośba nabierze "mocy urzędowej" .

Dziś wiem ,że stabilizacja ,której oczekujemy od facetów jest w zasięgu ręki i możemy dać ją sobie same ,a samotność przepędzamy mając dzieci ,kota ,psa czy książki .
Biegając za tym wszystkim nie żyjemy teraźniejszością ,bo większość rzeczy odkładamy na standardowe "potem ",które nie następuje.

Kocham tą reklamę i mam nadzieję ,że ten kto ją wymyślił jest facetem !!!
https://www.youtube.com/watch?v=7v033b2qZKY

Głowa do góry Kobietki :)  trzymam za Was kciuki gdziekolwiek jesteście ,cokolwiek robicie i z jakimikolwiek problemami walczycie !!

sobota, 31 sierpnia 2013

na rękach.. :)

Miejsce akcji : jedna z sieci super ,hiper ,giper - marketów
Czas akcji :wieczór ,a właściwie przed zamknięciem sklepu
Postacie : jak najbardziej prawdziwe - syn ,koleżanka ,ja i ekspedientka .

Po zjeżdżeniu całego Bielska i okolic za meblami ,a właściwie za odpowiednią dla Agaty szafką na buty wróciłyśmy do spożywczego.W nim wydaje mi się łatwiej jest cokolwiek kupić ,bo szafencja nie została zakupiona jak to na kobiety przystało .
Więc wpadłyśmy jak dzicz ,jak wygłodniała dzicz do marketu w poszukiwaniu..hmm...chyba jedzenia chociaż właściwie mieliśmy kupić tylko owoce.
Dobra towarzyszka życia wpadła a raczej zanurkowała w winogrona jasne .Co najlepsze były tanie ,słodkie ,więc naładowała cały woreczek. Foliowa tandeta nie wytrzymała naładowania i pękła a pyszne ,zielono-żółte "cukiereczki " wysypały się i rozkulały po całym warzywniaku .
No ,cóż najmłodszy ,gibki pozbierał co do jednego ,natomiast ja ładowałam dla nas ,zainteresowana wyborem kiści .Jedyne co zwróciło moją uwagę albo przeszkodziło w koncentracji to plask tychże właśnie winogronek .
Ale ok.. te z ziemi wyzbierane do dziurawego woreczka i odłożone na bok. Następuje zabranie nowego woreczka ,naładowanie do niego tej samej ilości i biegiem na wagę żeby czasem znowu nie chciało mu się rozrywać .Ale przy wadze koleżanka doznała szoku..
- "Tak dużo aż dwa kilo ?! nie..nie to za nadto trzeba odłożyć " ,a drukowana naklejana cenówka wskazywała ponad siedem złotych .
Rozbawiła mnie do łez ,ale nic lecim dalej .
Dobiegając do kas właściwie to już nie bardzo pamiętam dlaczego było biegiem ?! Kiedy dotarłyśmy kasjerka grzecznie koleżance zwróciła uwagę ,że koszyczki odkładamy przed taśmę ,a właściwie jeszcze dalej tak żeby innym nie przeszkadzały.
Oburzona koleżanka wydobyła z siebie zdanie :
- "Proszę Panią to nie jest mój koszyk ,bo my przyszłyśmy tu na rękach.. "
Rechot na pół sali sprzedaży i szok dla reszty ludzi przy kasach.
Sprzedawczyni zrobiła wielkie oczy ,bo zapomniałam dodać ,że zakupy które miałyśmy to nosiłyśmy w rękach ,więc dużo tego nie było ,a kobieta przekładając towar z rąk do rąk skanując go tym samym udzieliła słowa sklepowego :
- "Na rękach ?! taaak ..to musicie być panie nieźle wysportowane ,bo ja jakoś nie zauważyłam ,ale skoro tak to tylko pozazdrościć ,że na rękach i z tymi zakupami i tak szybko.. " :P
Koleżanka nabrała barw ostrej czerwonej papryki w zakłopotaniu i pośpiechu szukając "przenośnego bankomatu "co na szczęście poszło szybko ,bo zbliżeniowo :) ; ja i syn śmigaliśmy do samochodu ,bo było zimno lecz w czerwonej rakiecie dopiero ryknęliśmy głośnym ,szczerym ,spontanicznym śmiechem . :)
A kto zostawił koszyk ?!
Facet ,który był przed nami nawet nie miał odwagi przyznać się i posprzątać za swoją dupa.Tragedia..

Spółdzielcze pierdy !!

Skoro mam już pełny brzuszek ,pomalowany duży pokój ,urządzony przedpokój ,uśmiech na buźce ,bo dziś sobota i jakby nie patrzeć ostatni dzień urlopu ;ostatni dzień wakacji to pozostaje się cieszyć ,że tkwimy jeszcze w porze roku zwanej latem. Trochę popadało ,ale i dobrze. Zmoczony umysł kroplami deszczu to świeże myśli do pisania i na dzisiejszy wieczór . Co będę robić.. ?! Nie pytajcie ciekawskie Wy "baranki boże" .. i tak nic nie powiem ,bo co gorsza jakaś "tajemnicza " męska osoba się dowie i będą kredki.. połamane ..hie..hie..! Na szczęście ten rozdział mam już za sobą. Ahh....jest mi cudownie ,a swoje dwa grosze musiałam dołożyć ,a co.. :D
Wezmę się za konkrety ,bo zastanawiacie się skąd ten tytuł ?!?
Ano było to tak..
Pewnego pięknego ,słonecznego dzionka wybrałam się nie lada na zakup skromnego i "zadbanego" mieszkania . Firma przez którą znalazłam to mieszkanie ,a raczej ludzie którzy w niej pracują są w porządku .Uśmiech na buzince najmłodszego sprzedawcy mówił tak :" pierwsza transakcja jest zawsze w konkurencji natomiast druga u nas.." .
I miał racje ,ponieważ najpierw sprzedałam dom a później kupiłam mieszkanie.
Wydawałoby się ,że to prosta rzecz pójść i kupić mieszkanie. No dla przeciętnego Kowalskiego niby tak ,ale nie dla Agaty ,bo jak to Agata musi sobie skomplikować życie .Dochodziła do tego "tajemnicza "osoba ,która blokowała mnie z każdej strony robiąc po drodze machlojki .Ale to nie moje sumienie ,więc wali mnie  facet i cała jego brudna dupa łącznie z niedomytymi łokciami ,osadem na zębach ,pierdzeniu podczas rozmowy ze znajomymi ,dłubaniem w nosie ,grzebaniem w majtach ,bekaniem i tymi innymi rzeczami ,które się odbywały w epoce kamienia łupanego .Dziś by to była epoka orzecha łupanego ,bo pod twardą skorupą jeszcze można trafić na zasuszony i zgniły orzeszek .Jedyne co mogę to mu współczuć ,bo takie "osobiste " rzeczy wynosi się  z domu .
Więc sprzedawałam ,szukałam ,kupowałam ,brałam rozwód tzn jeszcze go biorę :( ,sprzątałam stare ,remontowałam nowe ,wychodziłam z psem ,robiłam przeprowadzkę ,szukałam ekspertów od nowych ,kuchennych rozwiązań ,ogarniałam syna ,przedszkole ,prace ,siostrę ,a nawet wcisnęłam się do telewizji ,ale to tylko jedną nogą .
Po zakupie jakże tego niesamowitego ,swojego ,widokowego ,zadaszonego ,ciepłego ,ciut pod remontowanego zacisza usadowionego aż na czwartym piętrze .Dlaczego tak wysoko ?! Bo najlepsze księżniczki siedzą zawsze najwyżej i może nie na ziarnku grochu ale trzeba trochę się spocić i pokombinować żeby później być królewiczem :) ;skoczyłam złożyć zawiadomienie do spółdzielni mieszkaniowej ,że życzę sobie być ich członkiem. Ha - nie odbyło się bez wpłaty własnej ,co prawda jednorazowej ale pożyjemy - zobaczymy.
Będąc już w zarządzie zgłosiłam pewne zmiany jakie nastąpią w moim mieszkaniu ,ale nawet jeśli by mnie w nim nie było też miałabym zachcianki ,czyli wymiana drzwi zewnętrznych zachowując przepisy BHP .A jakie to są ?! A takie ,że drzwi muszą otwierać się do mieszkania a nie na klatkę schodową. Jako uczciwy obywatel tak też zrobiłam .Pozwolono słownie na wymianę drzwi zewnętrznych według przepisów .Więc OK sprawa zamknięta .Kolejna rzecz to wyburzenie ściany działowej .Pozwolenie słowne było .Dwa metry sześcienne gruzu firma zajmująca się takimi sprawami wyniosła za uiszczoną opłatą .Sprawa zamknięta ,więc ok. Czekam na załatanie sufitu w kuchni tyle ,że od strony zewnętrznej bo już mi gładź spada i pewnie za jakiś czas zabije mnie mój własny sufit z powodu jego przemakania. Z tym spółdzielnia ma czas .Zgłosiłam chęć wymiany lub usunięcia kaloryfera. No ,cóż kaloryfer mogę tylko wymienić na taki sam o tej samej mocy .Co najlepsze nikt nie napisał mi jaka to ma być moc. Skąd ja mam to niby wiedzieć ?! Będąc kobietą na tym też mam się znać ?! Pewnie pomyślicie.. przecież na bank masz znajomych ,którzy się na tym znają ,niby racja ale dlaczego kogoś mam fatygować o durny kaloryfer .Skoro było stać na znaczek i tusz drukując info dla mnie nie prościej było poinformować mnie od razu o jakiej mocy mam kaloryfery? To chyba leży w kwestii spółdzielni ,bo to ona ma być dla nas pomocą .Grzejników nie wymieniłam ,bo sezon grzewczy jest od września .Kiedy byłam załatwiać tą jakże ważną na miarę urzędową sprawę był to dwudziesty pierwszy dzień sierpnia .Z opłatami za czynsz każdy ma się spieszyć ,bo po dwudziestym każdego miesiąca naliczane są kary za zwłokę ,czy jakoś tak. Zajebioza .Ale nie mogę narzekać ,bo nazwisko na domofonie i naprawa domofonu były załatwione też raz - dwa ,bo po dwóch tyg od zgłoszenia całego tego syfu. Przyszedł też pan i porobił sobie zdjęcia mojego mieszkania bez mojej zgody ,bo siostra nie wiedziała i nic mu nie powiedziała .No cóż trudno .Właściwie gościu był zdziwiony i szukał kaloryfera w dużym pokoju..to jest dopiero maras .Na szczęście mógł cieszyć się sukcesem znalezionego kaloryfera.
Po zgłoszeniu "usterek" i mankamentów mieszkania przyszedł czas na naprawę rozkapanego junkersa. Naprawa czyli lutowanie nagrzewnicy aż sześćdziesiąt złotych ,bo to było święto ,w które pan sam chciał przyjść ,był panem ,który na bank ma podpisana umowę ze spółdzielnią ,bo od tak jego nazwisko nie mogłoby widnieć na klatce schodowej ;plus dyszkę za uszczelkę w baterii przy umywalce ,która sam przekręcił sprawdzając czy działa polutowana przez niego nagrzewnica. Czyli na wstępie z mieszkaniem tone. Teraz przy kolejnym zakupie będę i jestem mądrzejsza ,bo mnie dużo rzeczy wyszkoliło .Dziś się nawet dowiedziałam ,że piekarnik nie działa ,więc cały gar smażonych jabłek na szarlotkę pójdzie w kibel !No chyba ,że na tym też się nie znam.
Zastanawiacie się pewnie gdzie tu spółdzielczy pierd ?!
Więc już tłumaczę ..
Kiedy dostałam pismo ,że to co już zrobiłam w swoim wykupionym kiedyś na własność mieszkaniu ,że nie wolno mi było wymienić drzwi zewnętrznych i wyburzyć ściany ,a właściwie poszerzyć tylko wejście do kuchni na następny dzień w skrzynce pocztowej dostałam coś takiego :" UWAGA LOKATORZY ,W DNIU DZISIEJSZYM FIRMA (...) PRZEPROWADZIŁA ZAPISY NA CAŁOŚCIOWĄ WYMIANĘ DRZWI WEJŚCIOWYCH DO MIESZKAŃ. LOKATOR POKRYWA JEDYNIE KOSZT MATERIAŁU (..) .
Kolejny pierd to taki ,że została spuszczona woda z kaloryferów tylko teraz nie wiem czy dla mnie żebym mogła go "wymienić " czy o chuj chodzi?!?
Wnioskuję ,że za niedługo moja psina będzie miała umieszczoną na zewnątrz ,wiszącą w powietrzu budę !!
P.S rób swoje ,bo uczciwość się nie opłaca !! A to ,że w administracji siedzi dwóch panów jeden młody ,drugi niereformowalny no to mój peszek jest !

niedziela, 18 sierpnia 2013

tuż ..tuż

witka.
nowe przygody dodam jak podłącze neta a to już w ten wtorek.
I wiecie co... ?!? wszystko poukładałam ,teraz będę gnać do przodu i jedyne co mnie zatrzymuje to remont w mieszkaniu.Jaja takie ,że kase mam ,materiał mam a nie ma mi kto tego zrobić ..to jest dopiero paradoks.. :P
Ale..ale inteligentna jestem to się kogoś zdybie.. :D

sobota, 3 sierpnia 2013

Zrozumienie..

Witam.
Trochę mnie tu nie było i trochę Was zaniedbałam ,a właściwie to trochu - bardzo.. :)
Nie mam się nawet jak i czym wytłumaczyć ,więc proszę o zrozumienie.
Moje życie ostatnio nabrało takiego tempa ,że pragnę jak niczego najbardziej na świecie ,to zwolnić.
Zastawiacie się pewnie co bredzę w tych słowach pisanych a grymas na waszej twarzy ,który ukazałby się po spotkaniu z Wami objawiłby się następująco .. "to zwolnij nikt Ci nie każe biec " !! .Niby i racja ,ale nawet jakbym zaparła się o pług do orania pola to i tak Czas nie ma litości .Więc po trochu ,po kawałku staram się wszystko układać i w tym wypadku mój rozum ,moja intuicja idą  razem ze mną .Niestety nie zawsze jestem im posłuszna ,więc i na tym też tracę .Moja sytuacja i zatracanie rzeczywistości miesza się z filmem bądź bajka "Alicja w krainie czarów " ,gdzie cholender nie mogę znaleźć białego królika ,który byłby światełkiem w tunelu nie mogąc być po środku. Tylko błądzę :raz duża ,raz mała ; raz głodna ,raz pełna itp.
Oby się to szybko skończyło ,bo raz ,że mi się skóra naciągnie od tycia i chudnięcia co powoduje więcej zmarszczek i fałdów skórnych ,a dwa ,że takiej psychozy nikt kto jest w moim otoczeniu nie wytrzyma .I albo rozsadzi mnie albo otoczenie :)
Będę się starać pisać anegdotki jak do tej pory ,bo uważam je za zabawne .Każdy lubi dobry humor ,więc i to musi się tu znaleźć .A że wszystko z życia wzięte to tym bardziej śmieszne. Napisany felieton bądź historia z udziałem mojego syna i jego przecudnej mamusi są wprost do rozsadzenia...
Żeby Was nie zapisać i nie zaczytać na śmierć mam kilka historyjek w zanadrzu .Tak właściwie to ..dwie.

Podchodzi kobieta do kasy z zakupami. Na taśmę zarzuca :mąkę ,pieczywo ,coś ze słodyczy i ..soczek ,który jest pakowany po cztery.
Więc grzecznie ,ze spokojem tłumaczę kobiecie ;"Proszę Pani soczki te sprzedawane są po cztery w opakowaniu , tzw.zgrzewka."
Zdziwiona kobieta popatrzyła na mnie jakbym była zielonym ludzikiem .
Ocknęła się z amoku i mówi :"Proszę Panią ale ja ich nie rozrywałam ,one już tam takie były ,tak leżały więc wzięłam ,ktoś musiał rozerwać " .Ha i tu cie mam !
Popatrzyłam na nią wzrokiem zrozumienia i uśmiechnęłam się dodając :
- "skubnęła Pani sobie jednego.."
Na co ona z czerwonym wyrazem twarzy mówi :
- "nie ,nie skubnęłam ,ale za ciężko byłoby mi nieść .."
Łeheheh...no wtedy to już miałam banana na buźce i uwierzcie mi ciężko było powstrzymać śmiech ,ale jak przystało na solidną kasjerkę ,powstrzymałam się !
Kolejny przypadek to taki:
Były u nas zabawki a właściwie garnki do zabawy ,do piaskownicy bądź w domu np.do wanny do gotowania dla dziewczynek albo i chłopców. W każdym razie nie nadające do prawdziwej żywności tym bardziej do stawiania na palnik .Gaz lub prąd wszystko jedno .Zapomniałam dodać że zabawki te wielkością przypominają mały rondelek jak za czasów moich dziadków ,na wsi ,kiedy to dziadek pił z takiego metalowego kubka wodę ze studni.
Przychodzi do mnie kobieta i zagina tekstem :
- "Przepraszam Panią czy w tym szybkowarze [ marki Tefal ] zdołam ugotować coś [nie określiła konkretnie co ] na biwaku ?!!?
Tak szczerze to myślałam ,że pierdolne zwłokami ze śmiechu ,bo kobieta miała w wózku sklepowym cały komplet tych zabawek ,która jedna kosztuje dwadzieścia złotych .

Na sam koniec..
Mamo ,mamo a wiesz mój Bartek ma taką kosiarkę jak struś .
Czyli ?! tak szybko kosi i tak szybko jeździ .Buźka :*

czwartek, 25 lipca 2013

Klientowsko !!

Anegdotki na dziś z dziś....

Każdy z nas ,czyli większość jest klientem .
Prze Pani ależ pyszne macie te cukierki takie wafelkowe :D
- mówi kobieta ,która naładowała sobie cukierków o nazwie snickers.
No nic ,moja chwila rozkminy o czym ona do mnie mówi i tekst :
-Proszę panią ,ale te cukierki nie mają smaku wafelków tylko orzechów przynajmniej na mój rozum .
I tak kobieta z uśmiechniętą miną kupiła cukierki wafelkowe z orzechami o nazwie snickers.
Kupiła dlatego ,że idzie do szpitala i tam wszyscy się będą na nią patrzeć jak będzie jeść ,a że ona tego nie lubi więc zmusiło ją sumienie do załadowania większej ilości smakołyków.
A skąd wiedziała ,że wafelkowe ?! Zanim dała skasować ugryzła kawałek ze zdziwieniem czy to będzie jakaś szkoda ,że spróbowała.
Odwzajemniłam uśmiech i wszyscy byli zadowoleni .

Kolejna historia to ubaw z koleżanki .Obiecałam jej dzisiaj ,że o tym napisze na blogu ona za to stwierdziła ,że mnie obsmaruje ..heheh :)
Mamy na stanie dwa rodzaje kapusty :młodą i starą ,co za tym idzie dwa różne kody.
Druga zmiana ,która ledwo przyszła do pracy i zasiadła za sterami klawiatury stara się jak może ,aby klienta skasować dokładnie i rzetelnie.
Wtem nagle awaria..
- Koleżanko jaki jest kod na kapustę starą ?!
-Jaką starą przecież jest młoda.
-Jak młoda kiedy w biurze mówili o długim kodzie na kapustę ,prawie jak kreskowy .
- Nie mamy starej kapusty .Jestem od rana i jest tylko nową ,od rana !!
No i wtedy płacz i tarzaj się ze śmiechu. Ubaw po pachy ,z tym że pani z pełną powagą szukała kodu .Co najlepsze znalazł się na mojej kasie .
Ja niczego nieświadoma trzymałam kod u siebie. Kiedy w końcu wykrzyczałam :
- "Jest kod ,mam.. "
Ona ze swoim zajebiaszczym uśmiechem podeszła i powiedziała..
- Jak Cię piznę.. :P  ,no i wszystko jasne ,jak zwykle Agata zgarnia wszystko do siebie :)
heheh trza se radzić ..powiedział baca zawiązując buta dżdżownicą a co !! :D
Zgadnijcie jaką ma ksywkę.. :) hie..hie..

Dziś ogólnie dużo się działo .
Przyszedł awanturnik i zwyzywał mnie od suk właściwie za to tylko ,że wykonuję swoja prace .Ale cóż nie ma czegoś takiego jak szkodliwe psychiczne za użeranie się z klientem a właściwie wysłuchiwanie .
Jeden mnie dziś zaskoczył bardzo pozytywnie .Przyszedł pijany ,a ja takim pod wpływem ,alkoholu nie sprzedaję nawet po znajomości .Nie ma bata i chuj .Rób sobie z tym co chcesz :)
I przyszedł po pewien napój "bogów" :) ,a że wyglądał jak wyglądał to mu surowo ,pewnie i bez ogródek powiedziałam ,że nie sprzedam !!
I wiecie co ?!? przyznał mi racje ,ale w taki dziwny sposób ,bo powiedział :
- "jak Pani uważa " - i odszedł .
Dla mnie to był szok .Nie jeden gość awanturuje się i krzyczy aż ,że zostanę zwolniona z pracy ,że co ja sobie wyobrażam i takie tam .
Ale uwielbiam ten rodzaj władzy .Daje pewności siebie i pozwala być za kogoś odpowiedzialnym ,bo klient niestety nie zawsze nad tym panuje i to kontroluje. I nie piszę tu wcale o podziałach na gorszych czy lepszych ,zamożniejszych czy ubogich ,bo tak naprawdę wszyscy jesteśmy równi i wolni.

środa, 24 lipca 2013

Ugotowani.pl ostatki

[c.d]

Nastąpiło gotowanie...
Operator ,który ustawił kamerę koło lodówki wiedział co robi tzn. "Agata wyjmij sobie wszystko co tam potrzebujesz ,żeby mi nie machać drzwiami lodówki przed okiem kamery ."
Tak tez się posłuchałam ,a właściwie miała to być współpraca a nie przeszkadzanie jeden drugiemu.
Wyjęłam z lodówki ser camembert ,mąkę ,dwa jajka i właściwie nie wiem po co aż tyle na jednego serowego kotleta ale niech Warszawiak widzi ,że Śląsk też umie na bogato. Doszła do tego bułka tarta i tyle jeśli chodzi o konkret .Punktem kulminacyjnym było :winogrono ciemne aby wyrównać gorycz ,szpinak w liściu nie mrożony ,rukola dzięki ,której miałam nadzieję ,że potrawa nikomu nie zaszkodzi i nikt w szpitalu nie wyląduje :) ,kukurydza ,kiełki rzodkiewki ,oliwa z oliwek ,bo trochu trza było zainwestować i się odchamić ,sól ,pieprz i smak ,a to najważniejsze.
Asystentka Marta zadawała pytania i chyba starała się wytrącić mnie z koncentracji nad pichceniem no ,ale cóż trafił jej się zawodnik nie do wybicia z rytmu. W każdym razie na ugotowanie czy oczarowanie szanownego jury miałam dziesięć minut .Czy mi się udało ?!
Oczarować nie ,ale potrawę zrobiłam przed czasem .Dostało mi się komplement ,który pomasował moje ego ,że ja w kuchni to jak w tańcu i tak też się czułam .Bystre oko pilnowało kotlecika serowego ,a sprawne ręce przygotowały sałatkę .To nic ,że połowę miałam wcześniej przygotowaną ,to nic ,że pomysł na dekoracje miałam zerżnięty z gazety ,to nic ,że do sera nikt nie zajrzał ,ale napiszę Wam w tajemnicy ,że był on cholernie słony a ja jeszcze na dokładkę dosoliłam sałatkę .Nikt nie jadł chociaż zdjęcie potrawy jest przepiękne .
Właściwie żadnej filozofii w tejże pyszności nie było .Może jakbym zaskoczyła jakąś inną potrawą to pozostaje pytanie czy bym się wyrobiła ?!
Jednak było to udane spotkanie .Poznałam fajnych ludzi ,którzy mają fajną i ciekawą pracę .Trochę im zazdroszczę ,ale to tak w nawiasie .
Jedyne co mnie w ludziach zastanawia to ten szał na telewizję .Tak przyznam ,że jest euforia ,radość ,ciekawość ,ale nie stroszyłam piór żeby wypaść jak najlepiej .Z reszta w mojej obecnej sytuacji nawet nic nie umiałabym udawać .Wystarczyło być sobą .Bawić się tym spotkaniem jeśli tak mogę to nazwać i cieszyć się chwilą .Moment zapomnienia ,który przedstawiał świat w zupełnie innym świetle i w innej perspektywie. A telewizja to po prostu zwykli ludzie .Nasuwa się kolejne pytanie..skąd ta nagonka na wszystko ?!
Dziś przyznaję się ,że liczyłam zyski na nie złapanym niedźwiedziu ,niestety pozostałości po przeszłości ,a właściwie pewnej osobie na szczęście tracą swoją moc. Wyszłam im na przeciw walcząc sama ze sobą i mówiąc w myślach ,że nie jestem przecież takim człowiekiem jak on .
No cóż czasem wyciągamy wnioski dopiero po fakcie ,po przeżyciu czegoś z osobą ,której się ślepo wierzyło .Ktoś kto otrzymuje pewną "ksywkę " ,czyli : przyjaciółka ,mąż ,żona ,przyjaciel ,siostra ,brat ,syn córka i nie koniecznie mówimy tu o pokrewieństwie bądź rodzinie niosąc taką chmurkę nad głową jest do czegoś zobowiązany .Ale kryzysowe sytuację w życiu doprowadzają do tego ,że świadomie tracimy kogoś na kim nam zależy ,ba jesteśmy [nie wszyscy i na pewno nie ja] zdolni to zniszczenia słownego ,uczuciowego lub materialnego .Instynkt ,który nie ma uczuć ,upór w walce ,którą i tak się przegrywa ;wstyd ,który upodla do łez za wyrządzone komuś krzywdy ;manipulacja uczuciami ,za którą tak zwyczajnie bym rozstrzelała ;kłamstwo ,które jak wszyscy wiemy ma krótkie nogi i choćbyśmy nie chcieli to i tak dotruchta i przytuli się do prawdy ;fałszywe spojrzenie ,którym można pluć w twarz rozwalając cały system wewnętrznych wartości ,który każdy z nas ma głęboko zakorzeniony ;szyrderczy uśmieszek ,który swoją mocą pokazuje jak bardzo nie szanujemy rozmówcy ;rękoczyny ,nad którymi nie panujemy ,bo zwykły brak argumentów w spokojnej rozmowie nie pozwala się wyładować i postawić na swoim .
Kiedy dochodzimy do maksymalnego cierpienia każdy na swój sposób wtedy następuje moje ulubione słowo :zwrot w akcji .Pięknie i dumnie podnosimy głowę ,wypinamy pierś do przodu ,prostujemy plecy ,wciągamy brzuch ,stawiamy pewne kroki ,walczymy o coś w słusznej sprawie nie krzywdząc i nie kalecząc nikogo. I to wtedy właśnie pewność siebie ,piękno świata i majestat pod nosem daje nam poczucie ostrożności a zarazem świadome poczucie istnienia. Istnienia nie jako całość ,społeczność tylko odrębność ,oryginalność ,wyjątkowość.
Mamy nowe życie ,nowy cel ,bogatsi o doświadczenie i spryt w pewnych sprawach przebijamy głową mur i pozostawiamy w tyle ,tych którzy żyją w błędzie i nieświadomości podejmowanych decyzji.

piątek, 19 lipca 2013

świadome stąpanie ..

Zaplanowanie przygody trwało kilka sekund. Głębokie i dogłębne przeszukiwanie myśli zaowocowało czymś niesamowitym .Mianowicie pokonaniem słabości ,szukaniem własnego "Ja" ale tu nie mylić tego z "ego" ,pokazaniem innym ,że nie tylko dobra ocena w szkole jest sukcesem ,że podlizywanie tyłka przełożonemu to też żaden sukces ,że piątka w indeksie to też nie do końca czysty sukces ,zakup samochodu za kredyt -wiadomo ,budowa domu za kredyt -wiadomo .
Sztuka polega na tym ,żeby najpierw dozbierać a później wydawać. Tak mnie zawsze uczono tyle ,że na dzisiejsze czasy jeśli nie masz kąta u rodziców to lipa z tzw oszczędzaniem ,jeśli najpierw nie masz samochodu żeby jeździć do pracy i oszczędzać z wypłaty jaką dostajesz to gdzie tu sens ?!
Czysty paradoks..
Im więcej mamy tym jeszcze więcej chcemy.
Czy ktoś z Was zamieniłby rzeczy czy sukcesy ,które posiada poświęcając to "problemowi" ?!
Kiedy pniemy się  w górę i osiągamy już wszystko następuje trach !
Trach tylko dlatego ,że nie mamy już celów ,nic do osiągnięcia .Wiem co piszę ,bo sama to przechodzę tyle,że z taką różnicą ,że ja wciąż miałam cele a ktoś nie. Czy życie polega na zasiedzeniu się na kanapie?!
Ja wiem każdy z nas jest inny - ok ,rozumiem ,ale czy życie nie jest fascynujące tylko wtedy kiedy ma "schody " .Wydaje mi się ,że wtedy czujemy i czerpiemy większą radość z życia i z siebie jesteśmy dumni .
Kisimy w sobie ten sukces nie chwaląc się nikomu ,bo właściwie wszyscy wszystko wiedzą .Ale wiedzą tylko tyle na ile pozwolimy dostrzec.Chowamy się za marudzeniem i niezadowoleniem z sytuacji nie starając się jej rozwiązać ,bo jakby nie patrzeć jesteśmy już dorośli. A spychanie odpowiedzialności na prawo ,rodziców czy chorobę jest zwykłym próżniactwem .Wtedy czujemy mądrość ,a właściwie upajamy się nią ,że nikt inny tylko Ja pokonałam problem albo jestem w stanie go pokonać mądrze ,z dystansem ,bez sugerowania się i słuchania co kto mówi i jak bardzo Cię gnoi .Gnoi z zazdrości ,bo sam by sobie nie poradził .W gadaniu Polacy są zajebiści tylko w czynach i działaniu nie wszyscy stoją murem za słowem .Ja na szczęście do takich nie należę ,ponieważ u mnie słowo droższe od pieniędzy .I tu wracamy do materializmu wszech obecnego i powtórka z pytaniem..
Co i w jakich ilościach oddalibyście w zamian za rozwiązanie problemu ?!
Dzisiejszy świat pokazuję jak bardzo i jak mocno związani jesteśmy z rzeczami .Jak nie umiemy w większości cieszyć się z ludzi ,ale nie wyśmiewać tylko z nimi być .
Oglądałam jakiś czas temu program gdzie chora kobieta niegdyś zdrowa ,pełna życia i energii dziś jeździ na wózku. Wyraża swoje emocje tylko przez mimikę twarzy .Oczywiście dzieci i mąż pomagają we wszystkim ,ale co najbardziej mnie zaskoczyło u jej męża to postawa. Nie mówię tu o dbaniu ,o małżeństwie ,że w zdrowiu czy chorobie na dobre i na złe ,ale o jego głośnych słowach do kamery...
"My zwątpiliśmy ,ale robimy bo tak trzeba ,to ona nas wszystkich trzyma przy zdrowych zmysłach ,to ona jest motorem i to napędza" .Niezły paradoks prawda? Niepełnosprawna osoba napędza..a dlaczego?
Nie oceniajcie go pochopnie ,że się poddał .On się poddał tylko fizycznie czyli może być zmęczony ,może nie mieć wsparcia poza swoimi dziećmi ,może nie mieć przystosowanego bloku dla osób niepełnosprawnych ,może nie jest w stanie być przy kobiecie dwadzieścia cztery godziny na dobę ,bo musi pracować ,bo przecież ma jeszcze dzieci ,a pomoc od państwa jest większym kalectwem niż niepełnosprawność kobiety.
Ale najważniejsze co go napędza po mimo ,że ciało jest zmęczone a psychika pewnie w nocy daje popalić ,bo kiedy jest cisza myśli przewracają w głowie wszystko co się da ,pozostaję Wiara.
Tak. Jego ostatnimi słowy było ,że mają wiarę w mamę ,żonę ,że ona im pomaga wierzyć w to ,że będzie jak dawniej .Niesamowita walka ,dążenie do celu ,którego nie znamy efektów ,zawzięcie ,zaparcie ,siła charakteru. Ilu z Was by podołało ? Ilu by uciekło ?Ilu zwątpiło ?Ilu by chciało sprzedać wszystko by tylko w szybkim tempie kochana osoba wyzdrowiała ?
A ilu z Was by trwało .Dzień za dniem ,godzinę za godziną ?!
To jest przykład człowieczeństwa .Przykład tego ,że życie płata figle i pozostaje pytanie -dlaczego akurat ja?! Dlaczego akurat musiało to spotkać mnie?
I tu jest odpowiedź ,też zaczerpniętej z życia .Cała nockę w pracy o tym przegadałyśmy i "zastrzeliła" mnie swoim podejściem koleżanka i chcę jej podziękować za to zdanie..
"Ktoś na górze wie ,że nikt inny jak tylko Ja będę potrafiła poradzić sobie  z tym problemem i podołam"
Trzeba mądrze i świadomie przechodzić przez życie żeby być dumnym tylko z siebie i dla siebie ,ale wewnątrz .Są sytuacje w życiu ,że wiemy o chorobie i z nią żyć musimy ,a ilu jest takich ,których nieszczęście spotyka nagle ?!
Największym kanałem jest litość .Tego robić nie wolno tylko planować ale nie z rocznym wyprzedzeniem tylko z dnia na dzień by czerpać z życia radość .
Puenta dzisiejszego wpisu to ,to że dumna jestem ze swojego sześcioletniego syna ,który sam o własnych siłach wszedł i z szedł z Czantorii w Ustroniu. Czerwony szlak ,który wodziła nas za nos udowodnił wszystkim ,że przeszkody w życiu trzeba pokonywać .Na jego wiek to dla niego mega sukces jak na początek ekscytującego życia. Epitety w stronę mamy czyli mnie ,że jestem głupia i mam durne wycieczki wcale mnie nie zniechęciły .Dumą mnie rozpiera fakt ,że dał radę .Łokcie i kolano zdarte ,ale widocznie tak miało być .Pamiątką z wyprawy są zdjęcia i wspomnienia ."Szef Kuchni" ,który miał miejscówkę w seicento też był szczęśliwy z jęzorem i głową zarzucona na zewnątrz samochodu. Cztery osoby i owczarek niemiecki dali rade w seicento .Jak się chce to można ,a każda chwila z nimi spędzona była warta tej sierści jaką mam w samochodzie .

niedziela, 14 lipca 2013

legendy o życiu

Niby wyjątkowy dzień ,bo trzynastego tyle ,że w sobotę. Każdy Polak i tu nie ma wyjątku i nikt mi nawet nie wytłumaczy ,że Polacy nie wierzą w zabobony. Choćby ociupinkę ,ale czarny kot ,przechodzenie pod drabiną ,trzynastego i nie ważne czy wtorek czy piątek ,horoskopy ,wróżki z telewizji ,które nabijają sobie sakiewkę "głupotą ludzką " ,wracanie się do domu i przysiadanie i wiele  ,wiele innych durnot jest jakby pewnego rodzaju legendą dzisiejszych czasów. Jedne i najdziwniejsze w tym wszystkim jest to ,że legendy były dawno temu i jakby nie patrzeć były rozrywką zamierzchłych czasów ,gdzie ludzie na wsiach nie mieli co robić i wymyślali .Z resztą nikt nie musiał wymyślać..zacofanie kiedyś było tak ogromne ,że jeden wierzył drugiemu i tak się historia napędzała. Właściwe dziś po mimo nauk i osiągnięć jakie mamy i ten wiek czyli XXI powinien coś sobą reprezentować .No niestety kraj mamy taki jaki mamy ,na wsiach  na hurra wszystkiego nie zmienimy ,bo ludzie dalej tkwią w głupocie i ciemnocie. Z resztą w miastach też nie wszystko idzie na przód,bo wieś migruje.Tam gdzie na wsi jest technologia i mechanizm tam jest postęp i wszystko bio ,eko i co kto sobie zażyczy.
Ale tak naprawdę daleko nie trzeba się cofać .Mentalność ludzka jest nie raz i nie dwa nie do wytłumaczenia i ,nie do zrozumienia i w momentach nie do zniesienia .Bez względu czy miasto ,śródmieście czy wieś .Co z tego ,że chcemy być cywilizowani z kręgosłupem moralnym ,jak niektórym wpajane są głupoty przez rodziców i ich wtrącanie się do życia swoich pociech. Są to rodzice którzy jak pisałam wcześniej w innym poście "utknęli w dobie komuny " i tu za nic w świecie tego nie zwalczysz . Niestety ciągnie to za sobą nie raz zajebiste konsekwencję jak np. brak umiejętności w podejmowaniu ważnych decyzji mając przy tym prawie trzydzieści lat na karku .
I co najzabawniejsze ,że najbardziej nie poradni są w tym wszystkim ,czyli życiu i jego problemach -  faceci. Nie mówię ,że wszyscy ale Ci rozpieszczeni i rozniańczeni ,którym mama nawet myła buty po przyjściu z imprezy ,kupowanie bielizny ,spodni ,koszulek i w ten oto sposób dorosły facet nie ma swojego gustu tylko cały czas wierzy mamusi. Konsekwencjami takiego naińczenia jest pójście na ślepo w minę ,która z czasem rozsadza wszystko dookoła i robi tzw porządek .Porządek następuję tylko wtedy kiedy "mina " nie wytrzymuje napięcia i puszcza lejce .Kiedy nie ma ona swojego życia wtedy następuję zwrot akcji. Zaborczość i zazdrość o spełnianie się w życiu ,zainteresowania i ich rozwijanie ,przyjaciele i spotykanie się z nimi ,opalanie się ,spędzanie czasu z siostrą ,spędzanie czasu z synem w inny sposób niż przed telewizorem ,robienie wycieczek innych niż wypad na odcinek rajdowy ,wieczorne spacery z psem dzięki którym "mina"może pobyć sama ze sobą ,bo każdy tego potrzebuję powoduję ,że dorosły człowiek nagle tupie nóżkami ,bo tak nauczyła go mama .Kaprys ,foch ,"nie dostanie lizaka" ,płacz ,wrzask i zwrot akcji ,że "mina" nie spełnia jego zachcianek powoduję globalną zmianę i konkretny rozpiździel w jego życiu. A czy nie prościej byłoby być mądrym i stanąć twarzą w twarz z dorosłością ?!
Teraźniejszość przytłacza wszystkich .Praca ,dom ,dzieci ,obowiązki ,ględząca żona ,nie pomagający w niczym mąż ,dzieci ,które poza tv nie mają innych rozrywek ,ponieważ rodzice nie poświęcają im czasu ,bo sami go mają niewiele.
Największą szkołą życia dla dzieci jest brak rodziców i to w dosłownym słowa znaczeniu.
Przykre ale prawdziwe.Rodzic na telefon ,który może tylko doradzić ,wysłuchać ale nie wtrącać się !!
Śmierć matki to tak jakby jej ciągła praca ,młodość i próbowanie wszystkiego nie licząc się z konsekwencjami chwilowej beztroski ,czyli wyrzucenie z domu ,brak wsparcia czy rozmowy jak żyć jak postępować zmusza do kilkumiesięcznego zamieszkania w więziennej celi ,powoduję odkrywanie własnego ja i tego czego chce się od życia .
Chociaż na początku przechodzi się psychiczną gehennę i nie wiarę w swoją wartość.
Ale wtedy jest coś w rodzaju rachunku sumienia i poradzenie sobie z problemem.
Na nasze szczęście mamy jeszcze pasje .Ci którzy jej nie mają radzę dokładnie przegrzebać swoje wnętrze ,bo ona powinna być ,żeby całkowicie nie zwariować.Później nazywamy to relaksem .Odprężeniem ...
Ale wytłumaczcie mi jedno..skąd w ludziach taka zachłanność np.na jedzenie i robienie mega zakupów przed świętami ,kiedy jest ich raptem dwa dni .A prawda taka ,że później wszystko idzie do zamrożenia i albo wpakowane jest do bigosu lub fasolki po bretońsku ,coś al 'a "świniom do koryta podano" albo pies zje.
Skąd taka oziębłość na krzywdę ludzką ,zwykłą prostą codzienność kiedy wystarczy komuś zapakować zakupy do siatki ,pomóc się podnieść kiedy się przewróci ,spędzić w ciszy czas ,którego on potrzebuję ,ugotować obiad ,a robimy wielkie rzeczy i rozczulamy się nad wielkim halo kiedy jest to ujawniane i pokazywane w telewizji .
Skąd zawiść i nienawiść ?! "kiedy jest mi źle i wstyd to ona musi mieć jeszcze gorzej" .
Na szczęście syn ,siostra i grupa przyjaciół są czymś w rodzaju magii dzięki ,której napełnia mi mi się mana i znów z podniesioną głową lecę na przód.
A cała resztę zostawiam za sobą łącznie z "przeszłością" ,która wydawałoby się kroczy za mną jak cień ,coś jakby śledzenie ,bo pod Anioła Stróża podpiąć tego nie mogę .Uwłaszczyło by to Aniołowi .

środa, 10 lipca 2013

Na basenie


Zupełnie nieświadomie dostajemy dar jakim jest życie.
Robimy wielki łyk powietrza i krzyczymy ,a reszta personelu cieszy się ,że w końcu wyrażamy swoje zdanie.
Później nadają nam imię chociaż z biegiem czasu nie koniecznie nam się podoba. Ale cóż jak się nie ma co się lubi.. w tym wypadku zdajemy się na intuicje rodziców ,którym dane imię przypadło do gustu. Pozostaje tylko kwestia..pasuje do nas czy nie ?!
Kolejny czynnik a właściwie spontan naszych rodziców to wybór wiary/religii jak kto woli. I tu nie mamy nic do powiedzenia ,bo przecież nie umiemy poza wrzaskiem wyrażać tego do kogo będziemy się później modlić o ile w ogóle to nastąpi. Dzisiejsza młodzież chodzi do kościoła ,bo musi ,bo rodzice są "sługami" kościoła i tu nawet po wyrażeniu opinii czy swojego zdania nie mają nic do powiedzenia. To znaczy przekomarzają się tylko Ci ,którzy nie zgadzają się z suchymi  wiadomości wydawanych na mszy przez katolickich klechów .Katolicki kościół nie opieraj się na życiowej wiedzy ,ponieważ takowej nie posiada .I zataczamy koło ,bo jakby nie patrzeć..mieszkasz ze starymi to niestety "dzieci i ryby głosu nie mają" .
Więc mamy imię ,religię za która ciągnie się "przynależność " ,ale na szczęście w tej kwestii mamy jeszcze wolna wolę ,chodzić ..nie chodzić ,dawać na tace .. nie dawać.. ! Tu akurat narzuciłabym podatek dla księży ,którzy nie mają litości dla "beretów".
Powstają coraz to nowe "wieże Babel " i tylko województwa i głupota ludzka pcha a właściwie wskakuję na ambicje tej jeszcze garstce "wiernych" . Ci  ,których nie stać na monumenty "prawdy" ,mody ,religijnego przepychu posiadają coś o wiele bardziej cennego niż reszta świty.
Szacunek ,szczerość ,odważne serce i wiara ,którą mamy w sobie .
Świadectwem wiary jesteśmy my sami .Nie kościoły ,krzyże w podzięce czy ku pamięci.
Przepych powoduje to ,że chcemy żyć ponad to co mamy .Czy ,któreś z Was zamiast uwielbiać rzeczy ,zastanowiło się nad chwilą którą przeżywają z bliskimi ?!
Ja tak. Otóż byłam przedwczoraj z synem na basenie . Ciężki ,bo duszny dzień w pracy zaowocował tym ,że dowiedziałam się jak zrobię pasztet z papieru toaletowego ,jak nasi zagraniczni sąsiedzi przeklinają podczas pakowania zakupów ,jak Polacy szantażują emocjonalnie co tylko i jak tylko można i się da.
Po tych wszystkich nowinkach ,które nie chcę ale pokornie wysłuchać muszę nastąpił relaks na basenie.
Szybkie pakowanie czegoś do wytarcia ,uczesania ,przebrania ,wodnej zabawy ,obowiązkowo do czytania ,leżenia i na dokładkę mnóstwo jedzenia ,bo bez tego ani rusz :)
Czerwona strzała ,dotarcie na miejsce ,targanie tobołków tu muszę podkreślić ,że mój już prawie sześcioletni syn spisał się na medal. Wtargał wszystko co mama podała .Niby tylko mega koc ,ale jak na niego to wyczyn ,bo nic zza koca nie widział. Wlota na basen i ticket za trzy zeta ,bo po piętnastej taniej.. i junior za free .Znalezione miejsce ,zasiedlenie ,usadowienie. Najsampierw jedzenie później gęste smarowanie i jeszcze młodego chwilowe ględzenie i w końcu błoga "cisza".
Naraz przylatuje brzdąc i pyta.."Mamo daj mi piniążka na loda "
I tu klops a raczej dylemat ,bo w portfelu dwa złote i dwadzieścia złotych. Co mu dać ..?!
No nic..idzie sam zrobić zakupa zaryzykuję i dam mu dwa złote. Ha Malec ledwo dostał monetę i w długą jak strzała już go nie było widać .Cieszył się bardzo a ja razem z nim .Jego pierwszy samodzielny wyczyn .
No dobra zerkałam tylko czy po drodze kolan nie pozdziera ,bo droga powrotna tez była biegiem i tu nie rozumiem czemu ?! Chyba ażeby się lód nie rozpuścił..
No nic w każdym razie dotarł z lodem tzw ."Kaktus" z reklamy robi furorę .
Ale po chwili namysłu pytam syna :"Chłopie ,chwilunia gdzie masz resztę..hehe "
Niestety to był lód z napiwkiem .
Jakby nie patrzeć mieliśmy wspólną radość z pobytu na basenie .
Młody zostawia niezłe napiwki ,ja na szczęście dużo nie zaryzykowałam ,więc papierek w portfelu się uchował .
Jedzenie nam się skończyło ,więc i trzy godzinne moczenie dobiegło końca.

czwartek, 4 lipca 2013

Wielka kąpielowa feta

Jak zawsze zasiadłam przed klawiaturą swojej siostry ,która na moje szczęście jest szczodra. Pozwala mi pykać w literki kiedy mi się pierdnie.Po tych jakże czterech a może i trzech dniach nie bytu ze swoimi czytelnikami ,głowa ,pamięć i historie w niej zawarte zaczynają pokrywać pajęczyny. Bo wiecie jak się tego nie opróżnia to się to nawarstwia. Jak się nawarstwia to rozpycha mi głowę ,a jak mi czache rozerwie to lipa totalna i już nic nie napiszę a tego żadne z Was by nie chciało. Wiem..wiem..moja pewność siebie Was powala ,ale taka już jestem i nie planuję się zmieniać.
Kurna muszę szybciej pisać ,bo z wodą mi tu zaraz zajadą i jak pierdzielnie to się wszystko zesra i szlagen-trafen cała wenę łącznie z prądem.
Pisałam ,że cztery dni wstecz?! Ano tak..Ostatniego dnia czerwca mój zajebiaszczy "Szef Kuchni" ,którego znajdziecie gdzieś na facebook'owym profilu ,a raczej jego wyczyny postanowił zmienić lokal zamieszkania.
Więc ten jegomość ostatniego dnia dnia czerwca żeby brzydko nie powiedzieć to napiszę ,spierdolił mi z domu. Dostał michę żrania ,wyczesałam mu dupsko łącznie z ogonem i co ?! Poszedł sobie w najlepsze na wiejski podryw. No nie chcielibyście mnie wtedy widzieć. Zmartwienie na buźce zmieszane z flustracją i biała gorączką w połączeniu z kurwica. Ale cóż nie używał "niech se psina polata" .Taa... i wylatał !!
Na drugi dzień znalazłam go w cieszyńskim schronisku od połowy grzbietu do ogona ojszczany ,śmierdzący ,zamieszkujący cele z pięcioma kundelkami ,które wyraźnie było widać ,że są liderami. No nic On ,czyli owczarek niemiecki i one kolorowe kundelki i małe mini mini pchlice ,które przywlókł ze sobą do domu szczekały na samo przekroczenie bramy..Ale to jeszcze nie koniec.Pan mi pieska nie wydał ,ponieważ transport z Ogrodzonej do Cieszyna kosztował schronisko 50zł ,drożej niż cieszyńskie Taxi ,plus do tego za nocleg tzw."co łaska" .No kutwa pomyślałam i pojechałam do domu. Jak datek "co łaska" to niech psina siedzi jeszcze dobę. Może wtedy doceni swoją nieugiętą pańcie. Ale co ,na następny dzień trza było pójść do pracy ,później do przedszkola ,jeszcze później naruchać jakiś większy pojazd naziemny ,żeby śmierdziucha zawieźć na chasjendę. Tak..tak..ja bezduszna pozwoliłam pieskowi kosztować wolności w celi. Następnego dnia miałam w dupie gospodarstwo łącznie z "Szefem" ,który kolejna nockę miał w piwnicy. Ludzie !! doby brakuje ,żeby wszystko ogarnąć ,załatałam aby dziurę w płocie oponami samochodowymi ,kolacja i spanie. Aaa no i jeść bydlęciu dałam ,żebyście sobie czasem nie pomyśleli ,że nie dość ,że dołożyłam mu karceru to jeszcze funduję mu głodówkę. Jedyne o czym zapomniałam napisać to .to że psina przywiózł ze sobą sraczkę ,pewnie ze stresu i z atrakcji jakie zapewniało mu schronisko. Ale tak ,mam dobre serce i miękką dupcię ,więc batów nie dostał. Właściwie pan ,który obsługiwał psi hotel powiedział mi tylko ,że "to nigdy nie jest wina pieska.." I tu ma rację ,bo gdyby na obroży był numer telefonu ja nie doświadczyłabym przygody. Moja co łaską to aż 20 zł ,więc łączny koszt przygody to 70 złotych. Nic tylko się chlastać ,ile za to miałabym jedzenie dla pupilka ,ale cóż psinie też się należy raz w życiu .Pozostaje zagadka ,czy mój pchlarz zaliczył jakieś bzykanko .heheh :)
Po nocy w ciemni ,czyli piwnicy pies dostał dodatkowych atrakcji ,a mianowicie kąpiel.Powiem Wam ,że taka kąpiel owczarka niemieckiego w dodatku krótkowłosego chociaż wydaję mi się ,że przy myciu sierść była extra długa to nie lada wyczyn. We dwie z siorką kąpałyśmy i namaczałyśmy karcherem bydlaka. Szampon zapożyczony od syna ,nie pytajcie jaki ,ale uciechy było mnóstwo.Szczególnie wtedy gdy zaczął się otrząsać z wody jaką zawierała jego sierść. Psina raczej nie był zadowolony chociaż ogon był w  górze. To tez była jego pierwsza w życiu kąpiel i w dodatku z szamponem. Jak z procy ,kopnął go zaszczyt .Mam filmik i dołączę go do dzisiejszego postu.
Teraz charczek jest przepiękny ,ale następnym razem pierdole taka imprezę..idziemy do salonu piękności !!

poniedziałek, 1 lipca 2013

Zmiana na lepsze...

Dziś jak co rano wybrałam się z synem na przejażdżkę ,a mianowicie trasą przedszkole - praca.
Bez śniadania umyci ,wyszykowani i tylko mama wymalowana uraczyliśmy swoje dupencje w samochodzie. Jedna mała usadowiła się w foteliku na przednim siedzeniu jako pasażer ,druga natomiast jędrna ,zgrabna i niedużych gabarytów zasiadła za sterami czerwonego pojazdu.
Pasy zapięte , w tej kwestii zgadzamy się oboje ,bo jeden drugiego pilnuje co do ich zapinania ,sprzęgło wciśnięte do podłogi ,kluczyk w stacyjce przekręcony ,ruszamy !
Zawsze z Sebkiem słuchamy głośno muzyki ,trzepiemy głowami i śpiewamy na dobry początek dnia .Śpiewamy to co znamy ,czyli Kaen ,Buka ,Grubson ,Stachursky ,Focus i wiele innych ogólnie to po polsku i bez przekleństw. Ci ,którzy znają  wymienionych artystów wiedzą ,że oni ze słownictwem się nie patyczkują ,więc utwory dobieram do potrzeb słuchaczy.
Dlaczego tylko po polsku ? Bo prawda jest taka ,że nasze dzieciaki nie znają dobrze ojczystego języka a ambitni rodzice każą uczyć się angielskiego ,ba żeby tylko. Dzieci nie rozumieją polskich słów a nawet i dorośli nie wszystkie pojmują ,a co dopiero chłopczyk ,który na dokładkę ma wadę wymowy. Przez muzykę łatwiej jest wypowiadać niektóre wyrazy ,ponieważ słychać ich " dźwięczność" jeśli ktoś rozumie o czym w ogóle piszę..
Ale w ten dzień jak dziś była zupełna cisza w samochodzie. Oglądaliśmy to co w codzienności widać za oknem. Drzewa ,domy ,kwiaty ...
Wtem mój mały mądrutki synek pyta :" Mamo dlaczego ten świat jest taki kolorowy..?! "
I wiecie co?! Zatkało mnie. Trasa do przedszkola zdawała się być coraz krótsza ,a mi mózg się przewracał ,żeby mądrze odpowiedzieć na tak trudne i zarazem łatwe pytanie. W ustach sześciolatka zabrzmiało to dość dziwnie i było niezłym zaskoczeniem.
Pewnie ciekawi jesteście mojej odpowiedzi?!
Najdziwniejsze było w tym wszystkim to ,że skupienie się na kierowaniu tak szybkim samochodem jaki posiadam w tak krętych uliczkach jakimi przejeżdżam było wyczynem. Ciekawe pytanie syna spowodowałoby kraksę na drodze. Na szczęście wiewiórce nic się nie stało .Oboje z  synem zaparliśmy się nogami i udało się wyhamować.
I moja myśl w głowie jak tu dziecku wytłumaczyć w wielkim skrócie zaranie dziejów ?!
Po całym stresie w końcu wynalazłam odpowiedź na zadane przez syna pytanie..
"Wiesz Sebuś na początku nic nie było.. żadnych drzew ,kwiatków ,kolorów ..było tylko niebo i ziemia ,zielone i niebieskie .Świeciło słońce ,które dawało kolor żółty ,niebo kolo niebieski ,a trawka zielony. Później powstawały rośliny ,zwierzęta ,człowiek i domy. A człowiek był tak sprytny i cwany że mieszał te kolory ze sobą .Dlatego też mamy kolorowe dachy na domach ,słupki w ogrodzeniach ,kubki do picia herbaty ,portfele ,karty do bankomatów i tego typu rzeczy."
Zdumiony i zaciekawiony syn z jeszcze większym zaangażowaniem patrzył przez szybę ,aż się nagle okazało ,że dojechaliśmy na miejsce.
Tak oto wytłumaczyłam stworzenie świata a właściwie "upiększanie " go przez człowieka.
W drodze powrotnej nie było żadnych pytań ,ale za to w domu po obiadokolacji syn zastrzelił mnie po raz kolejny. Oczywiście tylko pytaniem :) , właściwie stwierdzeniem.
"Mamo dziś byłem nie dobry dla Julii" - zasmucony stwierdził fakt. No tak z pełnym brzuszkiem łatwiej przyznać się do błędów.
"Bo wiesz dokuczałem Julii ,ale ona nic złego mi nie robiła. To ja byłem niemiły .Nie chciałem ale głowa myślała co innego"
Tak naprawdę to mnie zupełnie zatkało. Więc zapytałam :"Sebuś a co podpowiadało Ci serce ?!
Jeśli głowa źle radzi mamy jeszcze serduszko ,które zawsze działa"
Zrezygnowany Sebek powiedział ,że jego serce jest pół czarne a pół czerwone ,czyli pól dobre a pół złe ,a powinno być całe czerwone.
Tak ,tu mu przytaknęłam i powiedziałam ,że będzie całe czerwone ,czyli dobre tylko wtedy jak będzie go słuchał. I nic więcej dodawać nie musiałam .Moja pociecha jest na tyle mądra ,że z tym problemem poradzi sobie sama .Nie muszę mu mówić i przypominać ,że trzeba dziewczynkę przeprosić ,bo on o tym doskonale wie. Nie chciałby być tak samo potraktowany jak on postępował wobec koleżanki.
Bo to właśnie z niego jestem najbardziej dumna w całym swoim dotychczasowym życiu i to właśnie on jest moim świadectwem i tylko on poda to dalszemu pokoleniu .Inaczej świata nie zmienimy !!



niedziela, 30 czerwca 2013

Godzina ósma rano z groszami..
Syn jak zawsze z rana [tzn tylko wtedy kiedy mam druga zmianę ] trzęsie się nad mamą żeby wstała.
I tym razem inaczej nie było...
Mamo !! Mamo !! no wstaniesz wreszcie !?
Dobrze synu zaraz ,momencik tylko choć jeszcze poleż ze mną minutkę.
Odpocznę sobie i wstawamy - [jak to mówi moja mała mądrala].
Czasem uda mi się przeciągnąć to leżenie i oszukać brzdąca o jakieś pół godziny :) ,ale ta metoda nie zawsze skutkuje. Dziś akurat nie zdała egzaminu ,ale zanim się pozbierałam z łóżka wcześniej miałam moc testów wytrzymałościowych i sprawnościowych.
Przedstawiam kilka z nich :
- skakanie po łóżku : test na sprężystość materaca i wytrzymałość psychiczną mamy..
- zabieranie kordły [słowo mojego smrodka] : test na wytrzymałość różnicy temperatury ,to akurat mnie nie rusza bo śpię w skarpetkach bez względu na pogodę..
- klęczenie i błaganie żeby zajrzeć do pokoju jak w nim malec posprzątał ,tu akurat jestem spokojna ,bo junior jest w tym dobry a nawet niezły..
-  po ściągnięciu kołdry następuję ciągnięcie za rękę na zmianę z nogą : ta metoda nie do końca działa ,bo jestem jakieś trzy raza cięższa a łaskotek w stopach nie mam ,więc młody pokonany.
- jest jeszcze moje :a ubrałeś się? a umyłeś się ?
Po tych wszystkich czynnościach potrzebnych lub nie zaczyna się coś dziać i następuje zwrot akcji.
Mamo !! wstawaj wreszcie ,bo urmę z głodu !! [nowy wyraz] - powiedział donośnym i surowym głosem "Pan Prezydent"
Gdy usłyszałam ,że syn będzie umierał nie było innej rady jak wstać a właściwie zwlec się z łóżka i zasuwać do kuchni.
To jest tak zwany szantaż emocjonalny młodszego nad starszym.
A więc mówię : "Synu masz do wyboru..parówki albo  ?! parówki :) "
Naszykowałam jedzenie ,czyli pokroiłam pomidorka i zrobiłam ze śmietaną ,ugotowałam paróweczki , masełkiem posmarowałam mięciutki chlebek ,dołożyłam ketchupu tak na zaś żeby później nie latać ,podałam letnią herbatkę ,smakowo dobrze dobraną i zaprosiłam Sebka do stołu.
Usiadł ,popatrzył w talerz ,przemieszał w pomidorach i..
Mamo ,a wiesz .. ja nie jestem głodny ! a w ogóle to zjadłbym mleko z płatkami.
Heheh...moje zwątpienie ,mina grozy i wewnętrzny śmiech z samej siebie kazał się poddać.
Morał taki : nie nadskakuj stara babo :)
Najszczęśliwszy był "Szef Kuchni" ,bo mi odeszła ochota na wszystko poza snem .:)

środa, 26 czerwca 2013

Wszystko miało miejsce w styczniu..
Zeszyt ćwiczeń mojego syna ,u którego wada wymowy wzięła się trochę z genów ,a trochę z jego późnego komunikowania się z ludźmi ,co uważam za też geny.Niestety wszystko po tatusiu ,ale mama jest wytrwała i dojdzie z synem i jego seplenieniem do ładu.

Witam.
Przyznam się ,że nie zawsze był czas na ćwiczenia z Sebastianem. Ale dziś powtórzył wszystko o co go poprosiłam. Regularne ćwiczenia z panią w przedszkolu dały imponujący efekt. Seba wypowiada literkę "r"
i aż nie mogę wyjść z zachwytu i podziwu. Uwielbiam to jego "r" mogłabym tak słuchać i słuchać do znudzenia .I pewnie bym go zmęczyła i zniechęciła ,dlatego też dawkuję sobie jego literkę żeby obojgu nam wyszło to na plus. Ale ucieszyłam się niesamowicie. Niby takie zwykłe ale i zarazem coś extra Podziwiam go wciąż i chwalę a on nie odmawia mi buziaków ,przytulasków ,czarujących spojrzeń rumieniąc się przy tym jak rzodkiewka.
Dziękuję Pani bardzo za poświęcony czas ,ćwiczenia w przedszkolu i "zmuszanie" mnie i Sebka do wykonywania ćwiczeń. Oczywiście to "zmuszanie" mnie i "Pana Prezydenta" to takie z przymrużeniem oka nie mając nic złego na myśli.
Jeszcze raz dziękuję !! Pozdrawiam serdecznie.

Dzięki takim ćwiczeniom jakie ma mój syn w przedszkolu i są one nie odpłatne ma możliwość lepszego i łatwiejszego rozwoju oraz komunikacji z ludźmi. Pytacie pewnie a co ma jedno z drugim wspólnego?!
A to ,że jeśli za młodu wyleczę dziecko z kompleksu ,który będzie go drażnił w starszym wieku będzie bardziej akceptowany w naszym dzisiejszym wyrachowanym świecie.Taki mam cel.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

13.12.12
taka oto sobie historia...

Jest sobie 6 osobowa gruba nowo uczących się..
zwiedzają: magazyn,szatnie,socjale i..podchodzą do windy..
Pani Kierownik zatrzymuje grupe przy windzie..
[nasz pokój - paśnik bez klamek i kamer..] 
i mówi stanowczym i surowym zakazującym głosem :"żeby mi żadna czasem winda nie jezdziła.. !!"
bim..bam..bom..drzwi od windy się otwierają i..
..zza nich wyłania się..?!!? Agata z paleta ze świeżym pieczywem....buahaha 
i tekst kierowniczki:" Agata dostanie zaraz w łeb!!.. "i wszyscy brechta.. 
no i jak ja mam świecić przykładem?! no nie da się..
16.12.12
Taa..nie ma jak chodzenie na wywiadówki !!
po 45 min wysłuchiwania o nieusprawiedliwionych godzinach młodzieży ,która leje na chodzenie do szkoły.. wyszłam z siebie ,stanęłam obok i powiedziałam co ja o tym wszystkim myśle i..
"dlaczego Pani jako wychowawcy zależy bardziej żeby dzieciaki chodziły do szkoły i zdawały z klasy do klasy niż ich rodzicom? ,dlaczego to Pani pilnuje ich nieusprawiedliwionych godzin a nie ich rodzice?"
-a to źle że mi zależy?.. - właśnie dobrze ,że zależy tylko dlaczego rodzice nie umieją temu sprostać i sami wpłynąć na swoje pociechy..
nastąpiła cisza na sali..
pytam dlatego,że 45 min co spotkanie wałkujemy te godziny z których nic nie wynika i zamiast iść do przodu to stoimy w miejscu!
no i wtedy ruszylyśmy na przód:
-5min o studniówce..
-5min o TPD i komitecie..
-5min o wycieczce..(ale zaraz..jaka kurwa wycieczka skoro gówniarzom na niczym nie zależy!!-taka cicha myśl)
no i po wywiadówce..więcej tam nie idę..pierdziele!! 
1.01.13
A więc...  jak było ..zapytujecie.. ?! 
było tak..zebrałyśmy się w końcu,zniosłyśmy wszystko na stół..(będą foty)!
Był pies,miał być też kot zgarnięty spod Biedry ,ale kocina wymiękł już na początku.W każdym razie został w kartonie..hehe i byłyśmy My:Żaneta Olszar,Monika Czyz, no i Ja oczywiście  
taa..orzechówka jest wyśmienita sama czy z colą,w każdym razie daje rade 
szampan na rynku też był dobry,złożenie życzeń telefonicznie do najbliższych mi osób też bylo extra gestem z mojej strony..hehhe,no i powrot to był bayer:)
aż się dziwie że mi nikt nie wpierdzielił ale pewnie temu że nowy rok ,więc nie chcieli mnie kiereszować na starcie .
Chwila przerwy na krawężniku,szczerej rozmowy i rozkminy dla koleżanki a później z kopyta na dicho..hehe na które nas nie chcieli za free wpuścić 
Więc droga powrotna,wyrko i..tyle mnie było widać.
Dziena Dziewczynki 
15.01.13
Wychodzimy z młodą z tak dobrze pocieszającego pubu ,upojone gorącą czekoladą z mnóstwem bitej śmietany aż tu nagle z zza zakrętu wyskakuje jegomość z...
hahah nie zgadniecie co chciał nam sprzedać..
mocno wybielającą pastę do zębów a w gratisie pasta mocno miodowa ,która wpływa na 17 udanych sexów. A jeśli się nie spełni to prosił o zadzwonienie pod jakiś tam numer i udowodni ,że z tą pastą da radę!..no myślałam że padne..
Później tekst..pasta wystarcza na pół roku dla 2 osób ,więc mu mówie że u nas są 4 ale za niedługo będą 3  a on się pyta ,a co dziecko w drodze?! co za jełop !
Tak żeśmy go omotały że na początku pasta jedna kosztowała 36zł ta wybielająca..no i gratis, ale że my takie szwarne dziołuchy dostaniemy jedną za 19.99 a druga gratis.No i później juz pakował do rąk paste i w kieszenie i jeszcze chwilę to miałybyśmy obie za free..ale powiedziałam mu że szanujemy jego prace i jeśli nie uszanuje słowa nie! to zostawie tą paste na krawężniku i będzie stratny.i wiecie co zrobił..?! prychnął na nas - i byście słyszeli pod laubami nasz śmiech..huczało że nie wiem.  Póżniej na odchodne dołożyłam ,że zamiast pastą miodową usta wysmaruje sobie miodem to się facet nie odklei.ha i za niedługo przetestujem a co.. 
Młodej poprawił się homor ja bez głośnego buahahah..nie mogłam przejść przez cały rynek. I w ten oto sposób można za darmo tarzać się ze śmiechu.Ja więcej takich akcji poproszę..