niedziela, 5 stycznia 2014

Przygoda !!

Pewnego dnia koleżanka poprosiła mnie o pomoc. Miała ona polegać na przytarganiu do jej mieszkania dwóch zgrzewek wody gazowanej, opakowania papieru toaletowego i jakichś tam zakupów. To znaczy wtarganie było moją dobrowolną sugestią, z której dla jej kręgosłupa nie miałam zamiaru zrezygnować. Dlaczego dla jej obolałego kręgosłupa ?! Tego nie zdradzę chyba, że zaprosicie mnie na kawuchę.
Kiedy dziś skończyłam pracę, podeszłam spacerkiem po swoje porsche, aby udzielić pomocy poszkodowanej. Odnajduję, wsiadam, odpalam "machinę czasu" zabierając obolałą po drodze wraz z jej pupilkiem. Zatrzymuję się na środku swojego pasa ruchu, ona wsiada, pupil montuje dupencje w dziecięcym foteliku muzyka brzęczy i wszyscy jadą zadowoleni.
Zanim zaparkowałam musiałam wziąć bilecik, który wydawany przy wjeździe umożliwiał wyjazd.
Ulokowałam furę w pierwszym wolnym miejscu, czyli zaraz przy wejściu do sklepu.
A że ja spędziłam w siedzibie firmy bite osiem godzin zapowiedziałam, że nie mam ochoty znów się tam pojawić. Koleżanka wyrozumiałym zdaniem nie miała nic przeciwko i sama zaczęła szukać tego co jej było potrzebne.
Po kilku minutach istnienia w samotności, z psiakiem na tylnim siedzeniu i muzyką w głosnikach stwierdziłam, że szkoda marnować czas i ogarnę trochę wnętrze samochodu.
Więc pozbierałam wszystkie kartki, paragony i inne rzeczy, które uważałam za zbędne w moim samochodzie i na jego kokpicie.
Wysprzątane prawie na błysk i oto jest.. znajoma twarz, która z uradowaną miną i zakupami wraca.
Jednym ruchem ręki otwieram bagażnik. Wyciąganie z wózka, ładowanie do bagażnika, przywrócenie wózka na miejsce, wsiadanie, odpalanie, ruszanie i wio przed siebie.
Wtem zatrzymujemy się przed szlabanem. I nagle lampka w mojej bystrej głowce oznajmiła, że tak posprzatałam w samochodzie, że i bilecik trafił szlak !
Podopieczna bulwers, psina jak prawdziwy "zimny łokieć" tyle, że na tylnich siedzeniach z radosnym pyszczkiem

Brak komentarzy: