poniedziałek, 24 czerwca 2013

Pewnej upalnej niedzieli [ Zielone Świątki ] ja i grupa moich nieodłącznych kompanów wzięliśmy się za sprzątanie działki.Sprzątanie było konieczne ,ponieważ sprzedając coś komuś nie zostawiam syfu po sobie.Co mam na myśli pisząc sprzątanie?!Ogarnięcie całego bałaganu jaki zostawili po sobie syn i ojciec [geny] ,czyli: wyniesienie cegieł za garaż ,podsypanie garażu piaskiem ,którego została niecała tona, cięcie i wywóz złomu ,którego jest jeszcze w pierony ,koszenie trawy,która wciąż rośnie i nie pozwala o sobie zapomnieć ,łamanie desek i wrzucenie ich do piwnicy ,rozebranie psu budy ,który na jego szczęście mieszka teraz z nami w domu z prawdziwego zdarzenia oraz jego nauka jak żyć wśród ludzi i nie gryźć im kapci i butów ,wywóz szamba..tu się dużo nie napracowałam ,ale i gleba na tym skorzystała ,czyli rzadkie "pod trawkę" ,a gęste ..heheh.. ,rozkruszanie gruzu i jego wywózka taczkami aby utwardzić wjazd.Chociaż prawdę mówiąc z takiego utleniającego się materiału asfaltu mieć nie będę.Było nas do tego wszystkiego bagatella pięć osób.Ale udało się i jestem z nich dumna i im bardzo wdzięczna.Bez ich pomocy nie ogarnęłabym tego wszystkiego bo kobieta nie jest stworzona do męskich prac.Nawet jeśli kiedyś walczyła o równouprawnienie to zna swoje możliwości i nie pacha się w robotę ,która dla niej jest ponad siły.Chyba ,że życie ją do tego zmusza albo ma na utrzymaniu dzieci ,w których pokłada cała swoja przyszłość a mianowicie starość.Bo gdy wkładamy w kogoś całe swoje serce i poświęcenie po cichu liczymy i mamy nadzieję ,że to zaowocuje chociażby na przysłowiową szklankę wody.
Więc chcąc nie chcąc poświęcajmy się dzieciom ale z rozsądkiem ,żeby nie zrobić z nich "kalek" ,bo ich egzystencja w dorosłym życiu pokaże Wam drodzy czytelnicy gdzie popełnialiście albo popełniliście swoje błędy.
W trakcie sprzątania odłączyłam się od grupy żeby przygotować coś extra do jedzenia.A siostra kazała dopisać ,że pozamykałam się w domu i nawet jej na siku nie wpuściłam.Pozostały jej krzaczory i tak też zrobiła.Udało się.Wszyscy głodni ,spoceni ,umorusani zanim zasiedli do stołu dostali rozkaz mycia rąk.Nie było przywilejów wiekowych ,ilości wykonanej pracy ,szybkości przerzucania cegieł ,większego spieczenia przez słońce czy ilości wykonanych smsków.
I co najważniejsze zanim wpuściłam towarzystwo do środka wszyscy czekali na siebie na wzajem.Nikt nie wszedł pierwszy i nikt ostatni.Wszyscy razem.Jak się później okazało było to mądrą nauką ,ponieważ przy stole jeden czekał na drugiego.Nikt po mimo głodu nie wyrywał się naprzód.Uwielbiam mieć tego typu "kontrole".Wtedy wiem ,że to co robię i jak ,przynosi efekty i jest dobre.Co jedliśmy wszyscy widzą na zdjęciu (1) i co najciekawsze z sałatką wiąże się pewna historia.Po obiedzie i krótkiej sjeście wszyscy wróciliśmy do pracy.
Kiedy wszyscy wyszli mnie zaniepokoiło coś w gardle.Nie mogłam przełknąć nawet śliny.Drapało ,uwierało i cięło mnie od środka z każdym poruszeniem gardła jego dotykiem czy chociażby zagrzebaniu w nim.No nic stwierdziłam ,że jak kilka razy będę przełykać to mi przejdzie. Wróciłam do pracy ,która po przeżarciu i katuszy jakie zadawało mi coś w gardle nie szła już tak chętnie jak wcześniej.Ale znam siebie i jak coś zaczynam to doprowadzam to do końca tak jak się należy.Poza tym obiecałam...
W tym samym czasie przyjechała druga ekipa podtrzymać naszą tuszę i zrobiła grilla.My po wcześniejszym uprzedzeniu ,że nie mamy czasu na siedzenie przy stole i pierdoleniu o głupotach robiliśmy swoje.Więc nawet wszystko fajnie się zgrało.My swoje ,grill swoje ,druga ekipa swoje i nikt do nikogo nie miał pretensji.Tylko pies nie miał nic do zaszczekania ,bo siedział zamknięty w domu a zapachy drażniły jego nochal.
Ja niestety po napchaniu się kiełbasy ,suchego chleba ,wypiciu coca-coli czyli pospolicie przepychacza i odrdzewiacza oraz puszczeniu pawia do zlewu nie uwolniłam się od katuszy zadawanych w przełyku.Siostra kiedy widziała mnie jak się męczę wygnała mnie na pogotowie. Żeby stara dupa słuchała się młodszej.No cóż czasem i tak bywa.Jak stałam tak pojechałam.
Dotarłam ,omówiłam przypadek ,zarejestrowałam się ,druknęła kartuszkę ,zasiadłam na krześle w kolejce i czekam.Uwalona jak wieprz.Nogi nie ogolone i zielone od trawy ,pazury u nóg czarne ,wyświechtana jak dzik , ale podstawą są dłonie ,które były nieskazitelnie czyste. 
Wszyscy patrzyli jak na kosmitkę i nawet wiem co myśleli.Zielone Świątki a ona taka ujebana ?! Gdzie była i co robiła?! No nic po tych nie słownych tylko wzrokowych oględzinach towarzyszy z korytarza w końcu jest.Wchodzę !
Krótkie zapoznanie z przypadkiem czyli ciało obce w przełyku.Szkło bądź drewno z mieszanki sałatki.Mogłabym mieć pretensje do producenta i jak to Polak zrobić aferę na pół Polski.Tylko ,że po co?!
Taki mamy stereotyp ,że nie widzimy swojego błędu czy przyczyny.Wszyscy dookoła są winni tylko jak zwykle nie Polak.A prawda jest taka ,że nie dokładnie opłukałam sałatkę z opakowania ,czyli szpinak i rukola.
Zasiadłam na niebieskim krzesełku i mówię..
-nie wiem jak pan to zrobi ale potrzebuję wyjąć mi to coś z gardła bo jutro ,czyli w poniedziałek przyjeżdża do mnie ekipa z Tvn z programu Ugotowani.pl i muszę mieć smak !!
Nie obchodzi mnie jakimi metodami ale muszę mieć smak !!
A więc lekarz założył białą rękawiczkę i...zaczął grzebanie w gardle.Myślałam ,że wioknę ale nic całkiem smaczna ta rękawiczka.I doktorek niczego sobie.Niestety nie drgnęło.Plastikowe szczypce niestety okazały się za krótkie.Kolejne były dłuższe i metalowe ze zdaniem pielęgniarki:"Tylko niech pani nam tego nie połknie bo musimy się z tego rozliczyć". Skąd ja to znam.
Lekarz kazał się położyć na łóżeczku..zaświecił mi lampą w oczy.Widok nieziemski jupiter w oczy i obok doktorek.Ucieszona mówię do niego : "niech pan chwilkę zaczeka w tej pozycji zrobię panu zdjęcie i wrzucę na Fb" .Cała sala ryknęła śmiechem i oto właśnie chodziło.Ale do rzeczy..wziął szczypce delikatnym zamachem na gardło wyjął to co było w środku.
Wszyscy pewnie ciekawi jesteście co było wewnątrz mojej jamy ustnej?!Była to zwycięsko doceniona zielona pani rukola cholera jego mać !!  Dobrze ,że nie zakwitnęła hehe..ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Wróciłam do domu uchachana ,że dam radę ugotować.
A co było dalej..?To historia na inny dzień lub następny raz w zależności czy się Wam podobało.. 

Brak komentarzy: